sobota, 8 lutego 2014

Jak prasować mniej

Kilka osób pytało mnie już przy różnych okazjach o to, jak rozwiązuję sprawę prasowania. Czy prasuję, co prasuję i jak często to robię. Z 30 różnych prac domowych, które można wykonać podczas oglądania telewizji, to właśnie składanie ubrań wywołało największe zainteresowanie.
Cóż, obawiam się, że u niektórych z Was mogę stracić kilka punktów, kiedy wyznam (z lekkim wstydem), że robię co w mojej mocy, aby prasować jak najmniej.


Uwielbiam gładkie ubrania ułożone na półkach w równe stosiki. Prasowanie nie tylko wygładza tkaniny, ale też wyraźnie je zmiękcza, co ma duże znaczenie jeśli ograniczacie stosowanie płynów do płukania tkanin. Moja Mama wyrobiła we mnie nawyk prasowania wszystkiego od razu po zdjęciu z suszarki. Dzięki temu nigdy nie męczę się widokiem stert czystych wygniecionych ciuchów, czekających na zmiłowanie. Jeśli nie masz takiego nawyku i zwykle upychasz swoje czyste rzeczy do szafy, kosza czy nieużywanego dziecięcego łóżeczka, to uwierz mi, że warto przestać się tak męczyć. Zrób to dla siebie i zacznij małymi krokami  - uprasuj to, co wyschło DZISIAJ. Jutro zrób to samo i dołóż jeszcze 4-5 sztuk z tej sterty, która się dotąd uzbierała w Waszym domu. Do końca tygodnia wyjdziesz na prostą. Po krótkim czasie zauważysz, że prasowanie przestało być katorgą, czymś nieprzyjemnym, co odkłada się na później, tylko stało się zwykłym obowiązkiem, zajmującym najwyżej kilkanaście minut dziennie.

Choć zawsze prasuję na bieżąco, to jednak w ciągu ostatnich pięciu lat znacznie zmieniło się moje podejście do tego, CO powinno być prasowane.

Jako świeżo upieczona żona prasowałam wszystko oprócz majtek i skarpetek. Jedynie pościel krochmaliłam i oddawałam do magla, bo moje prasowanie nie mogło się równać z profesjonalną maglownicą. Czyjąś wyższość w tej dziedzinie uznałam jeszcze tylko w kwestii mężowskich koszul. Otóż mój mąż uważa, że nikt nie potrafi ich wyprasować tak dobrze jak on. Kimże ja jestem żeby mu się (w tej kwestii) sprzeciwiać? Kimże?!
Potem urodził się Syn A i dopiero się zaczęło. Wszystko, co miało dotykać jego skóry (nawet pośrednio), było z namaszczeniem prasowane na najwyższej dostępnej temperaturze. Niemal na śmierć. Nawet niemowlęce rajstopki. Niektórzy mogliby powiedzieć, że miałam fioła, ale naprawdę to lubiłam. Może nie samą czynność, ale efekt jaki ona dawała. Lata mijały, urodził się Syn B, i w pewnym momencie okazało się, że przy czteroosobowej rodzinie ilość rzeczy do prasowania przerasta moje skromne moce przerobowe.


Stopniowo zaczynałam krytycznie przyglądać się poszczególnym rzeczom i zastanawiać się czy dana sztuka naprawdę musi trafić pod żelazko. Szukałam też sposobów żeby ograniczyć ilość tych, które absolutnie tego wymagają. Oto do czego doszłam.

Przede wszystkim o prasowaniu myślę już kiedy wkładam ubrania do pralki, powtarzając sobie w duchu:

-Nie chcę tego później prasować.
Dlatego:

  • Segregując brudne rzeczy do prania, pilnuję aby jednocześnie nie wkładać do bębna bardzo ciężkich sztuk (np dżinsy) z bardzo lekkimi i znacznie delikatniejszymi (np T-shirtami). Jeśli to zrobię, te ostatnie wyjdą niemiłosiernie wygniecione. 
  • Nie wypycham bębna do maksimum. Ubrania potrzebują trochę przestrzeni, żeby się w nim swobodnie obracać. Ma to spore znaczenie zarówno dla dopierania zabrudzeń, wypłukiwania detergentów i dla ilości zagnieceń.
  • Wybierając prędkość wirowania dla każdego wsadu, staram się nie ulegać pokusie ustawienia maksymalnych obrotów. Wprawdzie dzięki szybszemu wirowaniu schną one znacznie szybciej, ale niestety zagniecenia też są większe. Coś za coś.
  • Do płukania dodaję zmiękczacz - najczęściej zwykły ocet. Jeśli jeszcze nie znasz tego sposobu to spróbuj. Bez obaw - nie będziesz pachniała marynatą. Miękka tkanina jest po prostu przyjemniejsza w dotyku - to może być szczególnie ważne, jeśli do tej pory prasowaliście większość Waszych rzeczy.
  • Wyjmuję pranie natychmiast po zakończeniu programu. Jeżeli poleży tam sobie mokre i zgniecione przez godzinkę lub dwie, to na 100% wszystko będzie bardzo pomięte .
  • Całe pranie dokładnie i energicznie strzepuję przed powieszeniem - niezależnie czy są to prześcieradła czy skarpetki. Jeżeli dana rzecz tego wymaga, jak dżinsy czy mundurki szkolne Syna A, to dodatkowo lekko ją naciągam.
  • Wszystkie koszule, bluzki, T-shirty i góry od piżam (dosłownie wszystkie) wieszam na wieszakach. Mam ich całe mnóstwo właśnie w tym celu. Do T-shirtów i bluzek wieszak wkładam od dołu żeby nie rozciągać dekoltów. W koszulach zapinam przynajmniej 2-3 pierwsze guziki - dzięki temu nie ma zagnieceń z przodu i na górze. Bądź ostrożna z drewnianymi wieszakami - wilgotna tkanina może od nich zafarbować.
  • Swetry suszę na płasko, wygładzając delikatnie wszystkie zmarszczki. Jeśli wełniany sweter czy sukienka przypadkowo pogniotą się w szafie lub walizce, to zabieram je ze sobą do łazienki, wieszam na wieszaku blisko prysznica, ale tak żeby ubranie się nie zamoczyło. Biorę długi gorący prysznic, a potem zostawiam ciuch w zamkniętym i zaparowanym pomieszczeniu trochę dłużej. Mocne zagniecenie może potrzebować jeszcze jednej takiej akcji, ale w końcu zniknie.
  • Pozostałe rzeczy wieszam na suszarce najrówniej i najdokładniej jak się da - dzięki temu schną równomiernie i nie zgniatają się
  • Jeśli suszę pranie na balkonie, to niestety muszę zabezpieczyć je spinaczami. Używam silikonowych klamerek z nieco szerszą i bardziej miękka wewnętrzną częścią. Przypinam też spinacz w takim miejscu żeby jego odcisk (zawsze zostaje jakiś, cudów nie ma) był jak najmniej widoczny.
Po wykonaniu tych wszystkich kroków okazuje się, że większość rzeczy nie wymaga w ogóle kontaktu z żelazkiem. Odkąd stosuję się do tych zasad przestałam prasować: spodnie dzieci, wszystkie dżinsy, wszystkie "góry" dzieci (oprócz eleganckich koszul), piżamy, ścierki kuchenne itd.

Subiektywna ocena czy dana rzecz wymaga prasowania jest tu bardzo ważna. Jeśli lubisz prasować i masz na to czas, to się oczywiście nie hamuj. Chcąc nieco ograniczyć czas spędzany przy desce i rachunki za prąd, koniecznie zmień nastawienie. Nie wszystko musi być uprasowane, żeby dobrze wyglądało i przyjemnie używało. Szanuj swój czas.

Mimo wielu szans, jakie daję moim ubraniom, niektóre z nich nadal potrzebują prasowania. Staram się to zrobić, kiedy tkanina będzie jeszcze lekko wilgotna. Część zagnieceń nie zdąży się  uwidocznić, wiec samo prasowanie pójdzie szybciej. Jeśli materiał wysechł, to trzeba go spryskać lub potraktować parą z żelazka. Na gruby i zmięty materiał (np denim) świetnie jest położyć cienki i wilgotny kawałek materiału, np czystą ścierkę kuchenną.

I na koniec jeszcze dwie uwagi natury ogólnej.
Działam jak McDonalds, czyli moim targetem są przyszłe pokolenia. Uczę dzieci (na razie tylko Syna A) prasowania własnych rzeczy. Z czasem obaj chłopcy przejmą ode mnie część tego obowiązku, a usamodzielniając się, będą już mieli tę cenną umiejętność opanowaną do perfekcji.

Jeśli masz dobrze wykonywać jakąś pracę to nie ma rady - potrzebujesz do tego odpowiednich narzędzi. W Indiach widziałam kobiety piorące na kamieniu i prasujące ogromnym żelazkiem na rozżarzone węgle. Efekt ich pracy był wspaniały, ale ja jednak stawiam na nowoczesne technologie. Nie chodzi o inwestowanie w sprzęt za kilka tysięcy - bez przesady - ale o to, żeby używać sprawnego żelazka o dużej mocy i solidnym wyrzucie pary. Deska nie musi mieć fikuśnych gadżetów, ale musi być stabilna. Jeśli jej pokrycie ma już kilka lat na karku i w najczęściej używanych miejscach wypełnienie zrobiło się wyraźnie cieńsze, to nie ma rady - trzeba je wymienić. Jeśli nie masz pieniędzy na nowe, to zreanimuj stare przez podszycie np kawałkiem starego koca. Tylko pamiętaj o dodaniu arkusza folii aluminiowej, żeby odbijała ciepło i "prasowała" za ciebie drugą stronę materiału.

PODPIS

14 komentarzy:

  1. Kiedyś prasowałam wszystko zaraz po wyschnięciu. Teraz prasuje jak potrzebuję, chociaż nienawidzę widoku pomiętych ciuchów w szafie. Mój problem wynika z tego, że niezależne od tego jak ładnie wyprasuje ciuch i tak po wyjęciu z szafy jest pomięty. Być może jest to spowodowane tym, że mam bardzo mało miejsca i ciuchy są dość mocno upakowane.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię prasować, nigdy nie lubiłam. Większość patentów praktykuje systematycznie. ale prędkość wirowania i ocet mnie zaciekawiły ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. na pewno wypróbuję ocet... jakie ilosci - mniej więcej - na pranie?
    ja prasuję raz na 1-2 tygodnie i tylko dziecięce koszulki, bluzki i koszule mężowe- włączam ulubiony program w TV i przez 1-2 godzinki mnie nie ma :-) mam stację parową- polecam! znacznie ułatwia życie.
    Prasownaie "na bieżąco" nie wchodzi w grę, bo samo rozstawienie sprzętu mnie dobija... może kiedyś, jak będzie tzw. pokój gospodarczy i deska będzie stać zawsze rozłożona to coś się zmieni....

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja właśnie po urodzeniu pierwszego dziecka PRZESTAŁAM prasowac, nie miałąm na to ani siły ani czasu ani chęci. Prasuję tylko KILKA rzeczy, są takie bluzki (szczególnie moje i córeczki), które neistety tego wymagają. Resztę załatwia suszarka (bosko rozprostowuje ciuchy - niestety nie wszystkie można w niej suszyć:( ) Nie przyszłoby mi głowy prasować piżam i poscieli czy majtek...Szczerze mówiąc nie rozumiem takiego marnowania czasu - kobiety tracą cenne minuty życia na... no właśnie, na coś zupełnie zbędnego. Wolę poczytać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja akurat prasuję pizamy zeby ladnie wygladały i były mile w dotyku i pościel też. Lubie kiedy jest taka rowna gładka. Jak spie u kogos w niewyprasowanej to to jest takie niefajne. Dla mnie to nie jest marnowanie czasu tylko zapewnianie sobie czegos co lubie mieć w zyciu. Takie ocenianie ze ktos zyje inaczej niz ja, więc nie tak jak powinien, jest mocno nie fair. Czasu na czytanie mi nie brakuje.

      Usuń
    2. Wyprasowana pościel ile mniej miejsca zajmuje ;) przy 4 osobowej rodzinie, jak u mnie, gdzie ja i mąż mamy każdy swoje "kołderki" to zobacz ile musze mieć zapasów ??? a tak , wyprasowane nie dość , ż emniej miejsca zajmują to i milsze się stają :)

      Usuń
    3. U mnie w domu (5 osób) też każdy ma osobny komplet pościeli (w zapasie może z 2 komplety pościeli). Rano pościel jest prana, po czym od razu wieszana na suszarce, wieczorem zakładana jest na kołdrę i poduszki. Dzięki temu nie muszę jej prasować ani nie zajmuje miejsca w szafie :) Po za tym strasznie wiercę się w czasie snu więc pościel musiałabym prasować po każdej nocy ;)

      Muszę mamie pokazać ten post bo niestety prasuje nawet to co w moim odczuciu nie trzeba :(

      Usuń
  5. Aniu, na początek super zdjęcie bardzo mi się podoba - nie wiem kiedy je zmieniłaś ale ja widzę Cię na nim pierwszy raz :)
    A co do prasowania to bardzo się cieszę że tak jak ja prasowałaś kiedyś wszystko (jak czytałam to jakbym siebie widziała) - to znaczy że nie jestem jedynym freakiem na tym świecie no i skoro przestałaś to dla mnie też jest nadzieja;) Bardzo mnie zaciekawił OCET - byłam pewna że wszystko po nim śmierdzi jak korniszon ale teraz spróbuję - mam pytanie: ile go wlać?

    OdpowiedzUsuń
  6. A powiedz mi jak składasz ubrania chodzi głównie o bluzki itp żeby schować je w szafce żeby się nie pogniotły. Widziałam jak układasz w szufladzie ale ja niestety nie mam takich możliwości i mam tylko półki.

    OdpowiedzUsuń
  7. Z niecierpliwością czekam na Twój każdy kolejny wpis- Super piszesz:) PRASOWANIE to moj słaby punkt- i okazało się ze stosuje wszystkie"sztuczki" oprócz octu, które opisałaś.Prasuje tylko to co naprawdę muszę: dzieciece bluzki,podkoszulki,sciereczki kuchenne(moja słabość:)) a pozostałe przed użyciem(tzn.wizytowe). Pozdrawiam serdecznie.
    Chanka

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny blog!:) Odkryłam go dziś i już troszkę podrukowałam. Serdecznie dziękuję:) Nie jestem jedyną Mamą z kartką i długopisem:D U mnie wynika to troszkę z faktu,że to mój jedyny sposób,żeby okiełznać samą siebie:D Mogłabym żyć bez zegarka..ale moje dzieci uwielbiają rutynę,ład i porządek:) Mój sposób na pranie bez prasowania: po każdym praniu zasiadam przed pralką (od razu po jego zakończeniu najlepiej) i składam mokre świeżo uprane ciuchy tak,jak do szafy. Formuję zgrabną kupkę,a na wierzchu układam cięższe rzeczy. Idealnie jak ląduje tam np uprany właśnie ręcznik. Zostawiam to na ok. 15-20 minut. Po tym czasie przenoszę tę kupkę przed suszarkę i wieszam ciuchy. Większość zagnieceń jest już wygładzona. A jaka przyjemnośc i oszczędnośc czasu, przy wieszaniu takich posegregowanych i już "wyprostowanych" ciuchów:D Wieszam za końce ubrania,by jeszcze siłą cieżkości jeszcze się troszkę "doprasowały". Tak naprawdę zajmuje mi to tyle samo czasu, ile tradycyjne wieszanie,ale efekt jest lepszy. Dodam,że kiedyś już na facebooku zdradziłam koleżance swój patent (przy okazji jej zdjęcia hałdy ciuchów do prasowania). Poczułam się dziwnie.... kolezanka nie skorzystała z rady,a reszta była mocno zdziwiona moim pomysłem. Może to będzie odpowiedniejsze miejsce na ujawnienie mojego dziwactwa :D Pozdrawiam serdecznie i gratuluję bloga Autorce! :)
    Pozdrawiam serdecznie!
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  9. super ,ze tutaj trafilam. w lipcu odbieramy klucze do wlasnego domu i chcialabym wprowadzic zdrowe nawyki aby nasza rodzina byla bardziej zoraganizowana :)

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja prasuje wszystko, nawet majtki koronkowe i skarpetki. Prasowanie jest doskonalym sposobem na dezynfekcje. Wysoka temperatura zabija jaja pasozytow i inne malutkie zyjatka. Szczegolnie jest to wazne jak ma sie przedszkolaka. Dzieki temu wybija sie troche owsikow.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja robię podobnie jak moja poprzedniczka. Także uważam, że wysoka temperatura może tylko pomóc w zabijaniu szkodliwych drobnoustrojów.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo się cieszę, że chcesz podzielić się ze mną swoimi wrażeniami i przemyśleniami. Uprzejme, zachęcające i dodające odwagi słowa zawsze są publikowane. Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz.