W październiku pisałam, że lubię go, ze względu na jego nieskomplikowanie i uniwersalność. Zapisuję w nim najważniejsze wydarzenia w
danym miesiącu: urodziny, imieniny, wyjazdy, wizyty lekarskie, zajęcia
pozaszkolne dzieci. Zaznaczam tam nawet, kiedy kończy się ważność
różnych kuponów promocyjnych. Na co dzień wisi on sobie na lodówce, w zwykłej foliowej koszulce. Mam tam jeszcze wydrukowane arkusze na dwa kolejne miesiące. Dzięki temu mogę na bieżąco uzupełniać notatki.
Kolorami zaznaczam kto jest zaangażowany w dane wydarzenie. Każdy z nas ma przypisany sobie kolor: ja - różowy, mąż - pomarańczowy, a dzieci - zielony i niebieski. Dzięki temu wystarczy rzut oka i już wiadomo, kto ma wolne popołudnie, a kto nie :)
Kolorami zaznaczam kto jest zaangażowany w dane wydarzenie. Każdy z nas ma przypisany sobie kolor: ja - różowy, mąż - pomarańczowy, a dzieci - zielony i niebieski. Dzięki temu wystarczy rzut oka i już wiadomo, kto ma wolne popołudnie, a kto nie :)
Oczywiście, bez problemu mogłabym robić to samo w komórce. Zwłaszcza, że po zsynchronizowaniu naszych smartfonów, mielibyśmy z mężem dostęp do wszystkiego zawsze i wszędzie. Jednak informacja, gdzie kto z nas jest którego dnia, jest też ważna dla dzieci. Szczególnie dla tego z nich, który potrafi czytać ;) Syn A nie musi pytać czy w piątek pograją z tatą w piłkę, bo z kalendarza wynika, że tata nie ma wymówki :) Dlatego dopóki obaj chłopcy nie będą mieli własnych telefonów (a to jeszcze długo), pozostaje nam technologia tradycyjna.
W listopadzie na próbę wydrukowałam sobie ten kalendarz i bardzo mi sie spodobał! Na początku nie byłam pewna czy sie przyjmie, ale teraz na kuchennym stole leży już wypełniona kartka na grudzień ;) mysle wiec, że każdy kolejny miesiąc mi się przyda.
OdpowiedzUsuń