piątek, 30 maja 2014

Konserwowanie zup - mrożenie i wekowanie


Kilka osób prosiło w komentarzach o wpis poświęcony przedłużaniu życia gotowanym w domu zupom. W naszej rodzinie jemy ich faktycznie sporo, ale nie gotuję codziennie. Jak wszyscy inni potrzebujemy pewnej różnorodności, bo trzeciego dnia z rzędu nawet najpyszniejsze danie wychodzi nam nosem. Na szczęście zupy dają się łatwo konserwować.


Zawsze zdumiewa mnie jak wielu ludzi krzywi się na myśl o zupach. Wydają się pracochłonne, mało wytworne, kojarzą się ze szkolną stołówką, a w domyśle oznaczają pochłanianie na jedno posiedzenie potężnego dwudaniowego obiadu (najlepiej z deserem). Właściwie nic w tym dziwnego, że w wielu domach zupy jada się sporadycznie. Codzienne gotowanie zupełnie nowego obiadu, to  niezłe wyzwanie, zwłaszcza, że do domów wraca się często bardzo późnym popołudniem i nie ma mowy, żeby w postpracowym dygocie ktoś wcisnął w siebie talerz zupy + drugie danie i jeszcze zdołał  to wszystko strawić przed pójściem spać.

Jednak moja rodzina chętnie je zupy, nawet w gorące letnie dni. A ja chętnie je gotuję, bo to posiłki:
  • zdrowe - jeśli są gotowane na różnorodnych składnikach dobrej jakości,
  • uniwersalne  - bez problemu mogą być obiadem lub kolacją, jeśli trzeba,
  • łatwe i szybkie  - zwłaszcza jeśli używa się szybkowaru, a nadmiar mrozi lub zamyka w słoiki do późniejszego wykorzystania, gdy nie mamy siły, czasu, ani ochoty na gotowanie wartościowego posiłku od zera.
Uważam, że zupa jest doskonałą kolacją, dużo zdrowszą niż kanapki czy smażone racuchy. Często tak manewruję domowym jadłospisem, żeby miedzy przywożeniem dzieci ze szkoły, odrabianiem lekcji, treningami i porą snu mieć do dyspozycji typowe II danie, ale też i jakąś zupę, którą w razie czego można szybko wrzucić do żołądka, gdy nie możemy czekać aż ryż się ugotuje, a kapusta na surówkę poszatkuje. Nie ma mowy, żebym dała radę gotować nową zupę co drugi dzień - czasem muszę też spać, taka felerna jestem. Dlatego zwykle gotuję dwie zupy na tydzień  i zamykam je w słoiki lub mrożę, żeby choć trochę ułatwić sobie życie. Pierwszą robię zwykle w niedzielę/poniedziałek w wielkim garze. Często pierwszą porcję zjadamy tego samego dnia. Drugą mrożę (jeśli się da), a trzecią zamykam w słoikach. Potem we wtorek/środę gotuję następny gar i robię z nim to samo. Przez resztę tygodnia możemy wybierać z naszych zapasów, to na co mamy akurat ochotę.

Mrożenie zupy sprawdza się najlepiej, gdy chcemy przechowywać ją naprawdę długo, ale nie mamy czasu/ochoty na cały proces wekowania. Sama technika mrożenia, to banalnie prosta sprawa. Ostudzoną zupę wlewamy do pojemnika (specjalnego lub np takiego po lodach) albo plastikowego woreczka. Jeśli wybieram tę druga opcję, to potem układam zamknięty strunowy woreczek na płasko na tacce i w ten sposób zamrażam. Takie foremne "kafelki", ułożone jeden na drugim, zajmują mniej miejsca niż te wszystkie kanciaste bryły. Przy małym zamrażalniku to podstawa. Ze względu na smak i konsystencję nigdy nie mrożę zup z ziemniakami, makaronem, zagęszczonych czy zabielonych, ale wiem, że niektórzy tak robią i nie narzekają.

Zamykanie w słoikach 

Pod względem zachowania oryginalnego smaku przygotowanej zupy wekowanie bije jednak wszelkie mrożonki na głowę. W zwykłych, tanich słoikach typu twist wszystko smakuje tak jak w dniu, w którym zostało ugotowane.


Przygotowanie:
 
Parę razy pisałam już, że przede wszystkim bardzo, ale to bardzo, boję się zatrucia pokarmowego. Tymi zupami karmię potem swoje dzieciaki, więc gdyby pochorowali się po źle zabezpieczonej zupce, to bym się chyba załamała. W związku z tym pewnie nie wszystkie podejmowane przeze mnie środki ostrożności są zgodne ze zdrowym rozsądkiem. No cóż, trudno.

Z zasady zamykam w słoikach zupy bez kawałków mięsa. Pod koniec gotowania wyjmuję mięso, na którym powstał wywar, a następnie oddzielam je od kości i rozdrabniam. Część potrzebną na ten lub następny dzień zostawiam, a resztę zamrażam osobno w porcjach. Nawet jeśli zapomnę wyjąć je wcześniej i rozmrozić (zawsze zapominam:)), to też nie ma problemu, bo gdy będę podgrzewać zupę, to po prostu dorzucę do niej to zamrożone mięso i wszystko odgrzeje się jak trzeba. 

Słoiki i zakrętki zawsze myję przed kolejnym napełnieniem mimo, że myłam je już przed wstawieniem do szafki. To dobry moment na oklaski dla mojej zmywarki. Dodatkowo też zawsze je sparzam wrzątkiem. Dokładnie osuszam słoiki i nakrętki papierowym ręcznikiem. Potem po prostu przelewam do nich gotującą się zupę. Serio, przed samym wlaniem musi solidnie bulgotać. Zostawiam ok 2-2,5 cm wolnego miejsca od góry. Szybko wycieram rant słoika, a na koniec (jeśli tylko nie zapomnę) jeszcze przecieram ręcznikiem skropionym spirytusem lub wódką - to gwarantuje, że między słoikiem a zakrętką nie będzie nawet odrobiny tłuszczu, który uniemożliwiłby prawidłowe zamknięcie. Od razu zakręcam każdy słoik najmocniej jak się da i zostawiam wszystko do wystygnięcia. Często po chwili sprawdzam jeszcze raz, czy nie da się dokręcić mocniej albo proszę męża, żeby się wykazał krzepą. Niektórzy w tym momencie odwracają słoiki do góry dnem, żeby sprawdzić czy nic nie cieknie, ale moim zdaniem nie ma to większego sensu. Zamykając zupę w słoiku typu twist wystarczy na koniec całego procesu przyjrzeć się pokrywce. Uznajemy, że słoik się zamknął, kiedy po całkowitym wystygnięciu powierzchnia zakrętki zrobi się lekko wklęsła - czasem trzeba spojrzeć pod światło, żeby to zobaczyć. Słoik z wklęsłą pokrywką nie ma prawa przeciekać.

Przechowywanie 
 
Tak zamkniętą zupę zawsze trzymam w lodówce. Zjadamy ją przed upływem tygodnia, maksymalnie 10 dni.

Gdy planuję przechowywać ją przez troszkę dłuższy czas albo, gdy widzę, że zupa nie schodzi nam tak szybko jak planowałam, to pasteryzuję słoiki przez 20 minut (od zagotowania). Znowu zostawiam do ostygnięcia, a potem do lodówki. Następnego dnia powtórka. Takie wzmocnione weki też trzymam w lodówce.

Wiem, że wiele osób przygotowuje przetwory zawierające mięso i konserwuje je tak, aby móc przechowywać je w temperaturze pokojowej. Jeśli jesteście tym zainteresowane, to możecie poszukać informacji na tym forum. Dla mnie potencjalne ryzyko mimo wszystko nadal przewyższa ewentualne korzyści. Te z Was, które mieszkają w USA lub Kanadzie mają na rynku dostęp do ciśnieniowych sterylizatorów, które faktycznie umożliwiają przygotowywanie bezpiecznych konserw mięsnych. Gdyby ktokolwiek sprowadzał je do Polski, byłabym pierwsza klientką. 





PODPIS

6 komentarzy:

  1. Również jestem wielką fanką wszelkiego rodzaju zup. Jeśli chodzi o mrożenie to często przygotowuję zamrożone mieszanki (takie, jakie można dostać w sklepach tylko duużo bogatsze i z prawdziwych warzyw) i wykorzystuję do zup robionych na szybko :-)

    Podobnie jak zupy w słoiku przechowuję też np. resztę niezjedzonego w danym dniu sosu czy bigos. Zasada jest taka sama - gotujące się do słoika i później przechowywane w lodówce. Smak wspaniały i niezwykła oszczędność czasu :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślałam, że to bardziej skomplikowane ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiadomo że zupa nie da tyle co ziemniaki z kotletem, dlatego rzadko jest robiona w niektórych domach.

    OdpowiedzUsuń
  4. no rewelacja nareszcie sie doczekalam na te informacje dzieki wielkie za ten artykul
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo przydatny post ;) wypróbuję Twoje metody ;) D.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy zupa zaprawiona śmietaną to też można przechowywać w słoiku.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo się cieszę, że chcesz podzielić się ze mną swoimi wrażeniami i przemyśleniami. Uprzejme, zachęcające i dodające odwagi słowa zawsze są publikowane. Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz.