poniedziałek, 10 grudnia 2012

Co właściwie jemy, czyli menu naszej rodziny - aktualizacja


Dzisiaj wracam do tematu planowania posiłków.
Przeglądając wcześniejsze posty, znalazłam swoją obietnicę zeskanowania karty dań naszej rodziny. Niestety mój charakter pisma sprawia, iż mam ochotę wczołgać się pod łóżko ze wstydu. W dodatku liczne natchnione skreślenia i dopiski skutecznie utrudniają odczytanie czegokolwiek. Przyszła pora na cyfryzację. Dlatego zdecydowałam się po prostu przepisać wszystko, dodatkowo uzupełniając spis o śniadania, kolacje oraz jedzenie zabierane do pracy. Przy większości dań obiadowych zaznaczam z czym je podaję. To są zestawy, które zawsze się u nas sprawdzają. Wszyscy je lubią i nikt nie marudzi, że nie ma ochoty na to czy tamto. Nie zawsze jemy obiad i kolację (trudno to zrobić, gdy większość zainteresowanych nie wraca do domu przed 18.00). Zwykle II danie jest u nas kolacją, a takie typowe kolacje jadamy głównie w weekendy.

Planując posiłki (i zakupy) na dany tydzień, nie wertuję setek stron internetowych w poszukiwaniu natchnienia. Znajduję je w liście, którą tu prezentuję. To są potrawy, które rzeczywiście jadamy najczęściej. Po ostatnich badaniach okazało się, że starszy syn wyrósł z alergii pokarmowych, wiec wprowadziliśmy do jadłospisu dania, których wcześniej trzeba było unikać. Uczulenie na mleko krowie nadal jednak dotyczy połowy z nas, zatem nabiał pozostaje na cenzurowanym. Mleko krowie zastępuję głównie kozim, kokosowym, ryżowym lub migdałowym.

środa, 5 grudnia 2012

Uniwersalny planner na każdy miesiąc roku 2013 - do wydrukowania

W październiku pokazywałam Wam swój ulubiony planner i dzieliłam się szablonami na ostatnie miesiące roku. Teraz przyszedł czas na następny rok. Gotowy szablon kalendarza na rok 2013 jest już wśród moich dokumentów na dysku Google. Możecie śmiało drukować. 

W październiku pisałam, że lubię go, ze względu na jego nieskomplikowanie i uniwersalność. Zapisuję w nim najważniejsze wydarzenia w danym miesiącu: urodziny, imieniny, wyjazdy, wizyty lekarskie, zajęcia pozaszkolne dzieci. Zaznaczam tam nawet, kiedy kończy się ważność różnych kuponów promocyjnych. Na co dzień wisi on sobie na lodówce, w zwykłej foliowej koszulce. Mam tam jeszcze wydrukowane arkusze na dwa kolejne miesiące. Dzięki temu mogę na bieżąco uzupełniać notatki.
Kolorami zaznaczam kto jest zaangażowany w dane wydarzenie. Każdy z nas ma przypisany sobie kolor: ja - różowy, mąż - pomarańczowy, a dzieci - zielony i niebieski. Dzięki temu wystarczy rzut oka i już wiadomo, kto ma wolne popołudnie, a kto nie :)

Oczywiście, bez problemu mogłabym robić to samo w komórce. Zwłaszcza, że po zsynchronizowaniu naszych smartfonów, mielibyśmy z mężem dostęp do wszystkiego zawsze i wszędzie. Jednak informacja, gdzie kto z nas jest którego dnia, jest też ważna dla dzieci. Szczególnie dla tego z nich, który potrafi czytać ;) Syn A nie musi pytać czy w piątek pograją z tatą w piłkę, bo z kalendarza wynika, że tata nie ma wymówki :) Dlatego dopóki obaj chłopcy nie będą mieli własnych telefonów (a to jeszcze długo), pozostaje nam technologia tradycyjna.


poniedziałek, 3 grudnia 2012

Wiadomość OD Świętego Mikołaja, specjalnie dla Twojego dziecka. Za darmo.



Dzieci piszące listy do Mikołaja, to dość normalna rzecz. Ale Mikołaj odpowiadający na nie? W dodatku w sposób rodem z XXI anie XIX wieku? Za darmo? To nie zdarza się często.

Rok temu skorzystałam z tego po raz pierwszy i śmiało mogę powiedzieć, że był to hit sezonu.

Święty Mikołaj "nagrał" filmik dla każdego z moich synów. Starszy, który miał wtedy 6 lat, przeżywa to do tej pory.

Wystarczy kilka zdjęć,  odpowiedzi na kilkanaście  prostych pytań o to, co lubi Twoje dziecko. Po kilku minutach można już otworzyć swoją pocztę i wykrzyknąć:

-Kochanie, Święty Mikołaj przysłał Ci maila! 

Mina dziecka, zwłaszcza takiego, które wie, co to @, albo starszego, które jest o krok od utraty wiary w Mikołaja, jest bezcenna.
Uprzedzam, że zaskoczenie może być wielkie.  Ja i mąż wzruszyliśmy się do łez, widząc reakcję chłopaków.

sobota, 1 grudnia 2012

Być gotowym na katastrofę?

Dzisiejszy post jest wstępem do nowego, wielowątkowego cyklu na moim blogu, na temat zabezpieczeń na tzw czarną godzinę. Nie mam na myśli barykadowania się w domu, wypchanym po dach wojskowymi racjami żywnościowymi, ani uczenia dzieci zakładania masek przeciwgazowych. Mówię o przygotowaniu się na mniejsze lub większe kryzysy, które jest elementem zwykłego myślenia o przyszłości i przewidywania.

Codzienna organizacja umożliwia nam utrzymywanie rodzinnego status quo. Załatwiamy większość tego, co ma być załatwione, pojawiamy się tam, gdzie mamy się pojawić. Planowanie, czasem bardzo szczegółowe i z dużym wyprzedzeniem, powoduje, że zyskujemy czas, w którym możemy dostosować się do nadchodzącej zmiany. Ale jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, że moje samozadowolenie z takiego stanu rzeczy może być mylące. Zastanowiłam się,  co by się z nami działo, gdyby niespodziewanie wydarzyła się jakaś katastrofa? Czy przeszlibyśmy przez nią równie gładko, jak przez połączenie w spójną całość kilku napiętych grafików?

Katastrofa to nie walące się niebiosa czy wojna. Nie boję się wieszczących koniec świata Majów, Azteków czy innych Starożytnych, ani ataku zombie (taka jestem twarda, a co!), ale w pewnym momencie musiałam przyznać, że już kilkudniowy brak prądu i wody pitnej, mógłby rozłożyć moją rodzinę na łopatki. W naszym mieszkaniu WSZYSTKO jest na prąd. Zagotowanie  wody czy podgrzanie jedzenia wymagałoby chyba rozpalenia ogniska na balkonie. Czym więc karmilibyśmy dzieci w tym czasie? I na jak długo wystarczyłoby nam naszych zapasów?