Wprawdzie do przechowywania jedzenia w lodówce,
używam głównie szklanych słoików, to jednak mam sporą kolekcję plastikowych
pudełek o różnych kształtach i rozmiarach. Są lekkie i się nie tłuką, więc
często pakuję do nich jedzenie do pracy lub na wyjazd. Wstępnie zamrażam w nich
resztki jedzenia (np. zupy, sosy), bo nadają im regularny kształt i po
przełożeniu do woreczka zajmują mało miejsca. Ratowały mnie wielokrotnie np gdy
roztrzepany Syn A musiał przynieść do szkoły 5 wydmuszek... Niestety często miałam w
nich niezły bałagan.
Początkowo trzymałam je w szafkach, ale nie
widziałam dobrze jakie pudełka stoją z tyłu. Dlatego nieustannie coś mi z nich
wypadało (na głowę lub do jedzenia, które właśnie stało na blacie).
Przeklinałam wtedy głośno i soczyście. Na ogół, kiedy muszę z nich skorzystać
jestem w wielkim pośpiechu, np. rano, więc powinny być pod ręką, dobrze
widoczne, ale jednocześnie nie powinny utrudniać dostępu do innych naczyń. Po
długich rozterkach postanowiłam poświęcić na nie całą szufladę. Jak łatwo się domyślić, był to strzał w dziesiątkę.
W krótkim czasie do kompletu dołączyły
śniadaniówki (liczba mnoga nie jest przypadkowa, bo Syn A notorycznie zapomina
przynosić je ze szkoły do domu, nie pytajcie jak to możliwe - niewiem) , a
potem zapasowe butelki na wodę, termos... Zrobił się spory tłok. Aż pewnego
ranka dotarło do mnie jak wygląda ta szuflada.
Widok prezentował się tak:
Wszytko wymieszane, nic nie widać, a pojedyncze pudełka wypadają na podłogę i za szufladę. Do tego widać nawet jakieś zbłąkane foliowe woreczki, które zwykle zamieszkują szufladę wyżej. No, ślicznie po prostu. Dopychając wszystko ręką, z trudem domknęłam szufladę.
Wróciłam do niej jeszcze tego samego dnia.
Wyjęłam całą zawartość i umyłam szufladę, a kiedy sobie schła, przejrzałam wszystko. Jeśli dno szuflady wyłoży się specjalną matą (ja kupiłam w Ikei) nic nie będzie się przesuwać przy otwieraniu i zamykaniu.
A tak prezentowały się moje pudelka kwadrans później:
Odłożyłam do oddania śniadaniówki, z
których Syn A wyrósł. Te ulubione, z Tchibo, połączyłam w komplety.
Skompletowałam też termosy z rurkami (tam jest po kilka elementów w
każdym) i butelki po Kubusiu, w których młody nosi picie.
Wyrzuciłam
kilka pudełek, które były już mocno zużyte. Te, które przeszły test
jakości pogrupowałam w zestawy o podobnej wielkości. Większe ustawiłam
na dole i włożyłam do nich te mniejsze. Wszystkie pokrywki włożyłam do
większego pojemnika, którego już nie używam. Prawie, bo jedna
(niebieska) jest tak wielka, że musi stać osobno. Trzymając osobno
pojemniki i pokrywki oszczędzam miejsce, a dzięki zgrupowaniu w jednym
miejscu pokrywek łatwo znajduję pasujące elementy. W szufladzie wszystko
widać jak na dłoni.
I jeszcze na koniec, dla porównania widok przed i po:
Mnie ten widok napawa optymizmem ;)
A gdzie trzymacie swoje pudełka i pudełeczka? Podzielcie się swoimi patentami!
Kochana, napis w koncu nowy artykul-czy co tam się piesze na blogu ;)))
OdpowiedzUsuńTak jest, Szefowo :)
OdpowiedzUsuńu mnie ten sam sposób porządkowania pojemników:)
OdpowiedzUsuńu mnie tak samo
OdpowiedzUsuńU mnie obecnie widok opłakany, taki jak u Ciebie przed segregacją :) Ale myślę się za to zabrać :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Ev
Daj znać jak poszło :)
UsuńAnna