I chyba ostatni, co? Przynajmniej w tym roku :)
Ubiegły tydzień był dla mnie z gatunku tych ciężkich. Najpierw mąż miał służbowy wyjazd. Kiedy z 2+2 robi się 1+2, obowiązki się mnożą, a czas na odpoczynek kurczy się znacząco. Potem syn B przywlókł jakieś choróbsko. W ciągu dwóch dni ból gardła i katar rozgościły się u mnie. Nim dokończyłam zdanie "Jak dobrze, że chociaż Syn B jest zdrowy", Syn B wrócił ze szkoły informując, że "koleżanka X wymiotowała dzisiaj 2 razy zupełnie bez powodu". 6 godzin później on też już wymiotował. Wszystko czego było nam trzeba to rota, czyż nie? Trochę to trwało zanim się pozbieraliśmy.
Cóż choroby dzieci zdarzaj się zawsze, nawet na ostatniej prostej przed Świętami. Dobrze że nie miałam na ten czas zaplanowanych intensywnych zakupów czy porządków.
Jakimś cudem udało nam się ubrać choinkę. To jedna z najprzyjemniejszych chwil w roku.
Jakimś cudem udało nam się ubrać choinkę. To jedna z najprzyjemniejszych chwil w roku.
Zaliczyłam też wszystkie punkty przedświątecznych porządków zaplanowane na ten okres, czyli
- solidnie wysprzątałam łazienkę, co przy chorujących na rota dzieciach i dorosłych było koniecznością nawet i bez Świąt.
- dokończyłam czyszczenie piekarnika
Co mam do zrobienia w tym tygodniu?
Zostały same przyjemności:
Zostały same przyjemności:
- pójdziemy po opłatek,
- wybierzemy się na świąteczny jarmark w naszym mieście,
- ugotuję kilka dań do zamrożenia, żeby czekały na na,s gdy wrócimy ze świąteczno-sylwestrowego wyjazdu w góry.
Da tych z Was, które szykują Święta w swoich domach, mam coś, co utrzymało mnie przy zdrowych zmysłach w poprzednie Boże Narodzenie. Wigilia to zwykle dzień, w którym trzeba jeszcze sporo zrobić. Gotowanie, pakowanie prezentów, ostatnie porządki, gdzieś trzeba być na czas lub ktoś przyjdzie do nas o określonej porze. Żeby nad wszystkim panować robię sobie zwykle dość szczegółowy plan tego dnia. Zaczynam od zapisania o której będzie kolacja. Może to być godzina, o której tradycyjnie siadacie do Wigilii albo ta, o której planujecie jeść. Potem zapisuję, o której godzinie co wstawiam do piekarnika. Jeśli mam jeden piekarni i chcę upiec makowiec i sernik, a do tego dwa mięsa oraz jeszcze zapiec ziemniaki, to muszę to sobie tak rozplanować, żeby z niczym nie zostać na lodzie. Dzięki temu o każdej godzinie wiem, co powinnam w danym momencie robić. Nie mam napadów paniki, że miksuję teraz ciasto, a powinnam już przecież kroić warzywa na sałatkę i robić sos grzybowy. Kartkę z rozpiską przyczepiam magnesem do drzwi lodówki.
Jeśli macie ochotę to, na moim googlowym dysku jest taki planner wigilijny do wydrukowania.
Są tam podane godziny od 6 rano do północy, ale spokojnie, to nie znaczy, że powinnyście (albo że ja będę!) na nogach przez 16 godzin. 24.00 to godzina dla tych z Was, które wybierają się jeszcze na Pasterkę. Reszta o tej porze może już spokojnie wchodzić w fazę REM:)
Miłego planowania!
Jeśli macie ochotę to, na moim googlowym dysku jest taki planner wigilijny do wydrukowania.
Są tam podane godziny od 6 rano do północy, ale spokojnie, to nie znaczy, że powinnyście (albo że ja będę!) na nogach przez 16 godzin. 24.00 to godzina dla tych z Was, które wybierają się jeszcze na Pasterkę. Reszta o tej porze może już spokojnie wchodzić w fazę REM:)
Miłego planowania!
czytam i czyta i czytam Twój blog... i ja też chcę taka być....!! taka boska jak Ty :D
OdpowiedzUsuńa czy uchylisz rąbka tajemnicy i zdradzisz, czy szanowny małżonek partycypuje w obowiązkach domowych typu sprzątanie i gotowanie? :)
Miła jesteś i to bardzo! Dziękuje serdecznie.
UsuńObecnie jest u nas tak, ze ja nie pracuje zawodowo, a małżon pracuje po 10-12 godzin na dobę, wiec kiedy wraca z pracy, to staram się żeby za wiele nie musiał robić. W weekendy zawsze robi śniadania i często obiady oraz regularnie sprząta razem ze wszystkimi.
Pozdrowienia,
Anna
dzięki za odpowiedź :) ja obecnie też nie pracuję zawodowo, tzn zawodowo wychowuję niespełna dwulatka z wyraźnymi oznakami adhd...;) ostatnio ciężkie wydaje mi się moje życie, bo dobija mnie rutyna i nieumiejętność właśnie zorganizowania się... chociaż dużo osób mi mówi, że przy dwulatkach ciężko się ogarnąć :> ale tak czy inaczej. najwyraźniej wspaniale sobie radzisz, gratuluję :) i męża również gratuluję :) pozdrawiam ciepło i obiecuję czytać Twojego bloga dalej :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak bardzo pomocna jest ta seria świąteczna, dzięki za nią! :)
OdpowiedzUsuń