poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Mój typowy dzień roboczy



Dawno temu, niemal na samym początku blogowania, pokazywałam jak wyglądał wówczas mój typowy poranek. Teraz to zupełnie inna historia pod wieloma względami.  Pozwólcie, że wyjaśnię podstawy dla tych, dla których ten post jest pierwszym, jaki czytają na moim blogu. Wszystkie te sprawy w dużym stopniu wpływają na moją organizację dnia.  A zatem...
Mieszkam w Polsce, w centrum dużego miasta. Jestem samotną mamą dwóch chłopców. Pracuję zawodowo, a biura firmy, w której pracuję są na drugim końcu miasta. W codziennych sprawach mam duże wsparcie moich dwóch fantastycznych Mam: jednej rodzonej i jednej nabytej przez małżeństwo. Syn B kończy właśnie przedszkole położone blisko naszego mieszkania. Natomiast Syn A chodzi do szkoły dość daleko od domu, ale nadal w ścisłym centrum miasta. Ewentualny dojazd tramwajem wymagałby przesiadki i długiego spaceru do przystanku, dlatego podwożę go samochodem w drodze do pracy. 


Czy faktycznie trzeba mieć spis swoich codziennych zajęć? Nie. Nie trzeba. Ale warto to zrobić. 

Po pierwsze, kiedy życie biegnie do przodu, stajemy na czubkach palców, żeby wypełniać wszystkie obowiązki. Do i tak napiętego planu dokładamy kolejne punkty, często wciskając niemal na siłę. Jednocześnie nie zawsze mamy motywację żeby zaplanować swoje działania, a niestety działanie bez planu jest dość ryzykowne. Kiedyś zmusiłam się zapisania punkt po punkcie co robię. Zapisałam pełną kartkę i odłożyłam na kilka dni. Potem, co chwilę przypominało mi się, że muszę dopisać jeszcze i to i to i tamto. Kiedy zobaczyłam tę długaśną listę to mnie zamurowało. Zaczęłam przyglądać się krytycznie całemu planowi dnia i okazało się, że bez wątpienie mogłabym to lepiej zorganizować. W kilku miejscach miałam taki zator, że nie było ludzkiej siły żebym dała radę ze wszystkim zdążyć, a mnie się wydawało, że muszę postarać się bardziej. Tymczasem to wcale nie była moja wina! Musiałabym być jakaś Wonder Woman, żeby podołać wszystkiemu. Zaczęłam zastanawiać się, co mogę przesunąć na inna porę, co mogę robić symultanicznie, a co wymaga całkowitego skupienia. 

Z tym jest podobnie jak z robieniem porządku w finansach - najpierw trzeba spisywać wszystkie wydatki, dopiero później można skutecznie szukać oszczędności.

Jeśli masz wrażenie, że od rana do wieczora nie masz nawet sekundy dla siebie, a otoczenie (mąż, siostra, lub nawet Twoja największa krytykantka, czyli TY sama) twierdzi, ze przesadzasz, to spisz sobie co robisz.
Dopiero na papierze, czarno na białym, zobaczysz i pokażesz wszystkim niedowiarkom, jak wygląda Twój dzień i z czym się zmagasz.

Zobacz jak to wygląda u mnie, a potem zrób swój rozkład jazdy. Obecny schemat wypracowuję mniej więcej od września 2014 roku, czyli od momentu, gdy zostaliśmy sami. 


PORANEK


05:40 pobudka
05:50 druga pobudka, jeśli pierwsza nie podziałała
05:52 jeszcze na śpiku wyjmuję z lodówki masło do kanapek
05:53 idę pod prysznic: myję włosy, nakładam odżywkę, myję zęby
06:03 rozczesuję włosy, wgniatam piankę, nakładam krem na twarz i balsam do ciała + dezodorant
06:09 odsuwam chłopcom zasłony w pokoju i idę połknąć witaminy. Ze względu na alergię nie mogę jeść żadnego nabiału, wiec regularnie łykam wapń i olej z rekina.
06:10 przygotowuję jedzenie dla siebie do pracy i do szkoły dla Syna B
06:20 rozładowuję zmywarkę
06:25 zaczynam przygotowywać śniadanie dla chłopców, jeśli ma być na ciepło (wstawiam wodę na herbatę, gotuję owsiankę, włączam wodę na jajka)
06:29 włączam telewizor, wybierając na program z  bajkami, i ustawiam go nieco głośniej niż trzeba, żeby coś zachęcało ich do opuszczenia ciepłego łóżka
06:30 budzę chłopców
06:35 daję im śniadanie i ubieram się, kiedy jej jedzą
06:45 wyłączam telewizję (ignorując protestujących) i chłopcy idą myć zęby. W tym czasie ja się maluję zakładam biżuterię, perfumuję itd 
06:50 chłopcy się ubierają. Syn B jest czasem tak bardzo nie w sosie, że muszę go czynnie wspomóc w tym ubieraniu. Syn A pakuje śniadanie do plecaka, a Syn B zaczyna zakładać buty i całą resztę.
07:05 jesteśmy gotowi do wyjścia
07:15 Syn B jest w przedszkolu - zmiana kapci, całusy, uściski, machania
07:25-30 wskakujemy z Synem A do samochodu, żeby odwieźć go do szkoły.
07:50 wysadzam Syna A pod szkołą
08:05-10 jestem w pracy w pracy (wliczając w to szukanie miejsca do zaparkowania). Włączam laptopa i idę sobie zrobić kawę. Odpowiadam na najważniejsze maile i równocześnie jem śniadanie - zwykle kanapkę i jakąś sałatę lub jarmuż z winegretem.


POPOŁUDNIE



13.00 odgrzewam w mikrofali obiad, który ze sobą przyniosłam - zupę lub resztki z obiadu z poprzedniego dnia albo np. kaszę z warzywami.
15.00 jem jakiś owoc: jabłko, banana, winogrona lub pomarańczę - uprzednio obraną i pokrojoną na małe kawałki, żeby można było wygodnie jeść przy pracy (widelcem, bo od soku mam cała klawiaturę ubabraną)
16:10 -17:30 w zależności od dnia i nawału roboty, wychodzę z pracy
16:50-18:20  docieram do domu - konkretna godzina zależy od tego, o której  dokładnie wyjdę, jakie są korki, czy robię jeszcze zakupy po drodze (zwykle we wtorki i czwartki) i co mam jeszcze w planach

Do tego czasu chłopcy wrócili już ze szkoły/przedszkola i są z Babciami, które dają im obiad,   albo kończą właśnie zajęcia dodatkowe. Do Syna A raz w tygodniu przychodzą nauczycielki angielskiego i niemieckiego - dzięki temu omijam rafę w postaci dowożenia na te zajęcia. Cena za lekcje i gotowość przychodzenia do nas do domu, to były moje priorytety w wyborze nauczycieli. Jeśli to piątek lub środa, to na 18:15 Syn A ma trening piłkarski. Zwykle we środy zabierają go jednak sąsiedzi, których syn też gra w tym samym klubie. W piątki jeżdżę ja. Syn B chodzi na aikido, a raz w tygodniu wraca późno z basenu, na których jest dowożony przez przedszkole. Od maja zacznie jednak jeszcze treningi piłkarskie, ale niestety będzie zaczynał o godzinę wcześniej niż Syn B. Będę wiec musiała robić tak: zawożę Syna B na 17:00 i wracam po Syna A, który w tym czasie kończy robić lekcje. Syn B kończy trening i czekamy półtorej godziny na Syna A. Jeśli we środy sąsiedzi będą zawozić syna A, to zostanie mi już do obsłużenia tylko Syn B. Do lipca chyba nie zdechnę, a od września zobaczymy jak będzie.

18:30 -19:30  jeśli nie ma treningu, to w tym czasie kończę sprawdzam  lekcje Synowi A lub pomagam mu, jeśli trzeba. Najczęściej jednak zaczyna je odrabiać jeszcze przed moim powrotem, a któraś Babć pilnuje go przy tym żelazną ręką, więc zwykle nie zostaje nam dużo do zrobienia. 


WIECZÓR



19:30- 20:30 zależy czy jesteśmy na treningu czy nie,  ale zwykle o tej porze jemy kolację. Mamy chwilę, żeby podgadać o tym, co się u kogo wydarzyło w ciągu dnia. To jest też moment, w którym bierzemy witaminy i wapń (wszyscy jesteśmy alergikami pokarmowymi i musimy uzupełniać braki) albo leki na alergie (głównie Syn B).
20:00 chłopcy biorą prysznic, a ja  pakuję i włączam zmywarkę oraz ewentualnie nastawiam pranie
20:15 kierunek spanie. Czytam im głośno albo słuchamy bajki na płycie albo gadamy, jeśli tematów nadal jest sporo.
21.00 szykuję ubrania na kolejny dzień, pakuję coś sobie na obiad do pracy i zwykle jeszcze rozwieszam pranie. Pobieżnie ogarniam kuchnię i łazienkę - wycieram blaty, myję zlew i umywalkę, przelatuję szczotką toaletę. Wypełniam jakieś papiery do szkoły Syna A, robię przelewy itp. Bywa, że olewam to wszystko i tylko oglądam coś wielce rozwijającego na TLC.
22.30 biorę prysznic. Potem jeszcze chwilę serfuje po necie lub doglądam bloga. Często sprawdzam służbowe maile, żeby mieć w głowie jakiś plan następnego dnia. Jak najszybciej idę jednak spać albo raczej  tracę przytomność - rano nigdy nie jestem pewna, co się faktycznie stało.
 

UWAGI NA MARGINESIE:


Bardzo, bardzo tęsknię za czasami, kiedy miałam dla chłopców cały dzień. Wiedziałam o nich wszystko, towarzyszyłam im we wszystkich ważnych i nieważnych momentach. Teraz mam wrażenie, że wyłapuję jedynie jakieś marny ułamek ich życia.

Gdybym nie pomoc Mamy i Teściowej musiałabym zatrudnić nianię, która odbierałaby chłopaków ze szkoły, odgrzewała im obiad i pilnowała odrabiania lekcji.

Ewidentnie brakuje mi w grafiku miejsca na jakiś sport. Problem polega na tym, że obecnie chłopcy potrzebują mnie na 200% i mam wyrzuty sumienia, jeśli spędzam poza domem, choć godzinę, na czymś innym niż praca zarobkowa. Możliwe, że jeszcze przed wakacjami moja firma zmieni siedzibę na nieco bardziej ą-ę i wtedy będę mogła iść na siłownię zaraz po pracy, chociaż na pół godziny.



Czy kiedykolwiek spisywałyście szczegółowo swój rozkład jazdy na typowy dzień? Jeśli nie to spróbujcie i dajcie znać, co wam się w związku z tym nasunęło.
PODPIS

30 komentarzy:

  1. Prócz tego, że staram się codziennie wstawać o podobnej porze (najczęściej 5:30) to każdy mój dzień to inne godziny pracy, inne obowiązki - ciężko byłoby mi to tak zgrabnie i sensownie spisać, jak udało się Tobie. Niemniej dzięki za ten wpis - zachęca do przemyśleń.

    Jednego tylko nie podzielam i aż się zdziwiłam jak to przeczytałam - czytasz służbowe maile przed snem? Nie dałabym rady po czymś takim spokojnie zasnąć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwrotka, spisanie tego w jakąś sensowna całość, która ktoś postronny mógłby przeczytać trochę mi zajęło ;)

      Co do maili to fakt, co jakiś cas trafia się taki który wybija mnie ze snu na dłuższy czas, ale jakoś nie potrafię z tego zrezygnować. bardziej chyba stresuje mniee przychodzenie do pracy bez ogólnego zarysu dnia.

      Usuń
    2. Mnie jednak wydaje się, że bardziej wydajne jest - i ja tak robię - poświęcenie ostatnich 15 minut pracy na zaplanowanie następnego dnia. Jest to coś, co robię w ramach świadczonego pracodawcy stosunku pracy, w godzinach pracy, a dzięki temu wiem, co mam zrobić jutro, a gdyby (tfu tfu) okazało się nagle, że o czymś megaistotnym zapomniałam, zawsze mogę wieczorem zaplanować dodatkową godzinę nad laptopem (np. nieprzygotowana jeszcze prezentacja), a gdybym sprawdziła mail wieczorem i wtedy zorientowałabym się... oj, byłoby krucho...

      Jeśli chodzi o to, co robię, to: sprawdzam kalendarz na dzień następny, po czym wrzucam do niego bloki rezerwujące mój czas na konkretne sprawy, według maili lub nadchodzących wydarzeń/spotkań (np. godzina na przygotowanie prezentacji za dwa dni, dwie godziny na przygotowanie do rozmowy z przełożonym na konkretny temat, etc). Ponieważ w mojej firmie posługujemy się wszyscy kalendarzem outlooka i systemem "dostępny/niedostępny", staram się mieć nie więcej niż 3h i nie mniej niż 1h wolnego w kalendarzu codziennie, aby inni mogli mi wrzucać spotkania (kiedyś tak nie miałam, i ludzie rezerwowali mój czas w kalendarzu wręcz patologicznie).

      Polecam wykorzystanie na to czasu pracy :)

      Usuń
  2. Bardzo dobry sposób na zauważenie gdzie marnuje się czas, a gdzie daje się sobie tego czasu za mało- mnie właśnie takie refleksje uderzyły. W niektórych miejscach w ciągu dnia marnuję czas, np dojazdy gdzie mogłabym np coś poczytać , napisać, wypełnić, pouczyć się a za to wieczory mam bardzo zawalone.
    Fajna sprawa żeby popatrzeć na siebie tak jakby troszkę z boku, jako osoba trzecia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marta, nosiłam się z tym postem parę tygodni, bo mi się wydawało, ze czytanie opisu dnia jakiejś obcej osoby będzie nudne. Ale miałam właśnie nadzieje, ze moze ktoś spojrzy na swój dzień w taki sposób o jakim mówisz. Dzięki.

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Danusia YZ, nie masz za co. Przypuszczam, ze w ogólnym rozrachunku jesteś tak samo zajęta i ogarnięta, tylko nie gadasz o tym tyle co ja ;)

      Ściskam

      Usuń
  4. Witaj, Aniu!
    Bardzo się cieszę, że jest Cię coraz więcej dla nas ;)
    Jesteś cholernie zorganizowana- Tak Ci tego (pozytywnie ) zazdroszczę…
    U mnie z tym spisywaniem to tak było za panienkę ;)
    Teraz we własnym domu z 2 dz, przy czym to pierwsze to ADHD… to totalna partyzantka…
    Wystarczy, że ADHD ma swoją wizję dzisiejszego dnia i wszystko obraca się w pył…
    Pozdrawiam,
    Andziulka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andziulka, ja też sie cieszę, bo przez pewien czas myślałam, ze nie dam rady, ale czasem wchodziłam na bloga i okazywało się, ze ludzie tacy jak Ty, stale tu zaglądają. To było bardzo budujące. I wzruszające.

      Z tego co piszesz, to bardzo ciężko cokolwiek ci zaplanować. Rozumiem, że ile Ci się uda załatwić w tych lepszych momentach, musi wystarczyć na całą resztę? Domyślam się, ze każdy dzień potrafi Cię wyczerpać do dna. Jakoś to odreagowujesz? Ściskam.

      Usuń
  5. Witaj Aniu,
    Kiedyś próbowałam zapisywać każdy dzień, jednak teraz cały plan na następny dzień staram się mieć w pamięci (z niewielką pomocą kalendarza). Mam trójkę dzieci: córeczka chodzi do II klasy, Jaś kończy w tym roku przedszkole a Mati w ubiegłym roku rozpoczął swoją przygodę z przedszkolem. Dodatkowe zajęcia czasami wykańczają: Jaś chodzi na basen i na balet, Julia na basen i angielski. Całe szczęście dla Matiego jak na razie wystarczają wspólne z nami podróże przy rozwożeniu rodzeństwa.
    Życzę Ci wytrwałości i przede wszystkim siły w realizacji planów każdego dnia.
    Uśmiechaj się jak najczęściej, to naprawdę pomaga.
    Wiola z Białegostoku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiola ja nie robie sobie takiego szczegółowego planu każdego kolejnego dnia, ale chciałam zobaczyć jak faktycznie taki mój typowy dzień wygląda, bo ciągle miałam jakieś braki, coś zawsze nie było załatwione. To spisanie uświadomiło mi, że wcale nie jest tak źle. Robię dużo i więcej na tym etapie nie dam rady i koniec. Trudno.

      Wiem, że trójka dzieci to urwanie głowy, ale i tak Ci zazdroszczę. Zawsze myślałam, ze będę mamą takiej trójeczki!

      Ściskam.

      Usuń
  6. Hej! Niesamowite jest to, co napisałaś. Nigdy tak drobiazgowo nie zastanawiałam się nad swoim dniem, ale chyba nadszedł na to czas... Dziękuję za inspiracje - nie tylko tę, ale też te, które czerpię z Twojego bloga od pewnego czasu, choć się nie ujawniałam. Życzę siły...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elwidu, ciesze sie, że się odezwałaś, to dla mnie naprawdę ważne wiedzieć, ze ktoś jest po drugiej stronie. Dziękuję.

      Spróbuj spisać swój dzień, Zdziwisz się pewnie jak dużo robisz.

      Usuń
  7. Trzymam za Ciebie kciuki... trudno jest samej... Pięknie masz to wszystko zaplanowane! a mi się wydawało, że ja mam napięty plan dnia... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. A znasz bloga Pani Swojego Czasu?

    OdpowiedzUsuń
  9. patrząc na twoją rozpiskę dotarło do mnie ile czasu ucieka mi między palcami, ja nie pracuje zajmuje się dwójką dzieci domem i ogrodem i zdarza mi się narzekać na brak czasu, ale teraz widzę że nie wiem co mówię. Podziwiam twoją organizację. Pozdrawiam Cię serdecznie - Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beata, idę o zakład, ze jak spiszesz (ale tak uczciwie) wszystko co robisz, to okaże się ze w jednej dobie upychasz 48-72 godzin. Mamy niepracujące tak właśnie mają. Pokaż potem mężowi ten swój plan dnia. Włosy mu się zjeżą na głowie, gwarantuję.
      Sciskam.

      Usuń
  10. Jezu, podziwiam...ale żyć tak co do minuty, bez luzu, chyba bym nie mogła....Nie mniej jednak gratuluję i pozdrawiam. Buba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buba, kobieto! Ja nie żyje co do minuty! Gdyby tak było musiałabym chyba zmienić leki;) Mam zamiast tego taki ogólny plan, co musi nastąpić żeby mogło się zadziać coś innego. Zrobiłam ten spis, bo wydawało mi się, że czas mu ucieka nie wiadomo gdzie. Okazało się, że to jednak nie jest tak. Ten spis uświadomił mi, że czasem już nie da się zrobić więcej i trzeba się z tym pogodzić.

      Usuń
  11. ani

    Aniu,podziwi

    Aniu,chapeau bas,po prostu...
    Czytam Twojego bloga od jakiegos czasu i
    jestem pod wrazeniem hartu i
    pogody ducha,dowcipu,wiedzy na rozne
    tematy...
    czekam na nowe posty.niecierpliwie.







    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój komentarz, jest jak czułe pogłaskanie po głowie. Bardzo dziękuję!

      Usuń
  12. Muszę przyznać że mój dzień wygląda bardzo podobnie |(też wychowuję sama syna - jednego bo mąż zginął w wypadku) pomoc mojej mamy jest tutaj nieoceniona. Wybrałam szkołę która nie jest najbliżej ale nigdy do tej pory nie żałowałam tej decyzji (syn jest w 3 kl.), ja dojeżdżam do pracy 50 km ale tej decyzji również nie żałuję (zajmuje mi to ok. 40 min). Syna odbiera mama i obiady też gotuje. Mam również wyrzuty sumienia związane z wychodnym na sport (choć chciałabym bardzo) i kupiłam sobie orbitreka i to jest strzał w 10 - ćwiczę i oglądam TLC (wiem, wiem ambitny program to to nie jest ale o 19-20 potrzebuję odmóżdżenia) to dobry zakup i go nie żałuję (acha i światnie sprawdza się jako suszarka do prześcieradeł z gumką;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joasiu, widzę że mamy wiele wspólnego. Dziękuję, ze napisałaś o sobie. dobrze jest spotkać kogoś, kto boksuje się z podobnymi problemami.
      Sciskam,

      Usuń
  13. U nas sa trzy budziki-5:55, wylaczam, przytulam sie do meza, 6:05-wylaczam, maz przytula sie do mnie, 6:15- budzenie skuteczne;) pozdrawiam, Zuza

    OdpowiedzUsuń
  14. Bądź silna i nie daj się! Może jeszcze kiedyś zostaniesz mamą trójeczki? :) Życie jest przed Tobą, jesteś młoda i bardzo zorganizowana, głowa do góry! Pozdrawiam, D.

    OdpowiedzUsuń
  15. Cześć. Publikuję tu mój pierwszy komentarz i właściwie jeden z pierwszych w ogóle, w całej blogosferze. Chciałabym napisać, że choć znam cię tylko wirtualnie, to mimo wszystko z jakmiś takim przywiązaniem chętnie i regularnie tu zaglądam. Dzisiaj miałam dziwny dzień, bo mimo iż od jakiegoś czasu zaczytuję się w poradach o zorganizowaniu swojego życia i czasu, to mimo wszystko nie bardzo mi to wychodzi. Wpis twój trochę mnie rozluźnił i tak jakby trochę ze mną pogadał, wyjaśnił parę rzeczy i uspokoił. Bardzo za to dziękuję, mam nadzieję, że dodałam trochę otuchy. Z niecierpliwością cieszę się na kolejne wpisy. - ta mniej zorganizowana :)

    OdpowiedzUsuń
  16. ja mam lepszą metodę. stawiam budzik na górze szafy gdzie aby sięgnąć trzeba wejść na krzesło które trzeba przynieść z kuchni ;) po takim wyczynie już jesteśmy przebudzeni i gotowi do działania!

    Pranie dywanów Bydgoszcz

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardzo dziękuję Ci za ten drobiazgowy wpis, dużo dał mi do myślenia. Jednej rzeczy jednak nie mogę znaleźć - kiedy gotujesz obiad? Bo rozumiem, że gotujesz, skoro babcie "odgrzewają"... Ja mam z tym największy problem, pewnie po części dlatego, że nie lubię gotować, wręcz nie znoszę :/ A mam trzy dzióbki do wykarmienia ;) Idealnie byłoby przygotować coś wieczorem, ale rzadko mi się udaje. Pozdrawiam i trzymam kciuki, żeby plan zawsze dobrze się realizował :) Kara

    OdpowiedzUsuń

Bardzo się cieszę, że chcesz podzielić się ze mną swoimi wrażeniami i przemyśleniami. Uprzejme, zachęcające i dodające odwagi słowa zawsze są publikowane. Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz.