Lada dzień, w wielu domach rozegra się ten sam lub podobny scenariusz. Zacznie się od najmłodszego dziecka, które po południu - lub jeszcze lepiej - w środku nocy zacznie wymiotować i/lub gorączkować. Szybko zarażą się pozostałe dzieci. Kiedy tylko wykończona mama pomyśli, że oto właśnie pakuje do pralki ostatni komplet brudnej pościeli - poczuje, gdzieś głęboko, podejrzaną falę mdłości, ale będzie się łudzić, że to zwykłe zmęczenie. Wkrótce potem jej mąż przyzna, że też nie czuje się najlepiej. W ciągu paru godzin oboje będą już kompletnie rozłożeni przez takiego czy innego wirusa.
Jeśli ten scenariusz wydaje się Wam znajomy, to może warto teraz poświęcić parę chwil na przygotowanie się na tę nieprzyjemną możliwość. Opieka nad chorymi dziećmi jest juz wystarczająco ciężka. Jeszcze gorzej jest mieć chore lub ledwo co zdrowiejące dzieci i samemu być chorym. Wierzcie mi, coś o tym wiem.
Na taką okazję warto choć odrobinę się przygotować. Zwykle, na wszelki wypadek robiłam kilka rzeczy, ale w tym roku idę na całość. Żeby nie zanudzać, zacznę od nowości, a potem napiszę co robiłam dotychczas.
8. Mrożę też imbir - obrany
i połamany na kawałki lub pokrojony na plasterki. Taki imbir także
łatwiej zetrzeć niż świeży. Jeśli poskrobie się go nożem, do miski z
zupą lub kubka z herbatą spada imbirowy śnieg :) Gdybym nie miała siły na tarcie i skrobanie czegokolwiek zamroziłam też kilka plasterków - wrzucę jeden do kubka i gotowe.
Na taką okazję warto choć odrobinę się przygotować. Zwykle, na wszelki wypadek robiłam kilka rzeczy, ale w tym roku idę na całość. Żeby nie zanudzać, zacznę od nowości, a potem napiszę co robiłam dotychczas.
W tym roku przygotowałam coś
na kształt zestawu ratunkowego w razie grypy żołądkowej czy zwykłej, czyli na czarną godzinę.
Wszystkie jego części włożyłam do plastikowego pudełka i schowałam w
szafie. Kiedy wszystkie punkty oporu zawiodą i znowu równocześnie
rozłoży mnie i męża, tak jak przed rokiem, będzie jak znalazł -
kompletny i nienaruszony, bo nikt oprócz mnie o nim nie wie :)
Nasz domowy zestaw przeciwgrypowy i pocieszający zawiera:
1.
Coś nawadniającego - tych wszystkich Orsalitów, to ja do ust nie wezmę, więc dla dorosłych wybrałam Izostar (smak lepszy, choć bez szału) w
tabletkach do rozpuszczania. Generalnie chodzi o to, że w czasie
gorączki czy biegunki bardzo szybko się odwadniamy - dotyczy to nie
tylko dzieci. Spora część złego samopoczucia w 2 czy 3 dniu choroby
często wynika właśnie z odwodnienia. Dlatego lepiej od czasu do czasu
sięgnąć po płyn izotoniczny zamiast wody czy herbaty.
2. Herbatę ziołowo-owocową, gdybym na Izostar, wodę i czarną herbatę z cytryną już patrzeć nie mogła.
3. Maseczki higieniczne, żeby ograniczyć roznoszenie wirusów po domu.
4.
Płyn do dezynfekowania rąk - sprawdza się rewelacyjnie. Swój kupiłam w
Rossmannie, ale są też w aptekach. Niestety dopiero teraz zauważyłam, że na zdjęciu go nie widać, bo schował się pod zupką chińską.
5. Mydło antybakteryjne - wykładam je w łazience przy pierwszych objawach choroby.
6. 2 porcje zupek chińskich - czasem jest tak, że nic innego już nie pomaga ;)
7.
Kilka cytryn i limonek wrzucam w całości do zamrażalnika. W czasie
choroby nie potrafię się bez nich obejść. Jeśli ze względu na chorobę
będziemy mieli braki w zaopatrzeniu, to wyjmę sobie cytrynę z
zamrażalnika i gotowe. Uważam nawet, że z rozmrożonej (np w szklance z
ciepłą woda) limonki lepiej wyciska się sok niż ze świeżej.
A teraz kolej na to co robię regularnie:
1. Szczepienia
Dorośli (my z mężem + obie babcie) i dzieci zaszczepią się przeciwko grypie. Dzięki temu może choć część wątpliwych atrakcji tego sezonu nas ominie. Czasem zdarzało się, ze któreś z nas ominęło szczepionkę i następnie gorzko tego żałowało. Do pewnego momentu, przeciwko grypie, nie szczepiliśmy dzieci, ale z perspektywy czasu uważam, że to nie było przemyślane.
Wiem, że wiele osób ma wyrobione zdanie na temat sensu czy bezsensu szczepień jako takich. Ja jestem ich zwolenniczką. Kto wie, może będzie kiedyś okazja powrotu do tego tematu na blogu.
2. Jeszcze bardziej pilnuję regularnego odżywiania i staram się jak najrozsądniej karmić całą rodzinę. Wierzę, że wzmocni to naszą odporność, a w razie infekcji szybciej się jej pozbędziemy.
3. Wzmacniam straż przy myciu rąk po powrocie do domu. Moim chłopcom czasem wydaje się, że opłukanie rąk jest równie skuteczne co umycie.
Dorośli (my z mężem + obie babcie) i dzieci zaszczepią się przeciwko grypie. Dzięki temu może choć część wątpliwych atrakcji tego sezonu nas ominie. Czasem zdarzało się, ze któreś z nas ominęło szczepionkę i następnie gorzko tego żałowało. Do pewnego momentu, przeciwko grypie, nie szczepiliśmy dzieci, ale z perspektywy czasu uważam, że to nie było przemyślane.
Wiem, że wiele osób ma wyrobione zdanie na temat sensu czy bezsensu szczepień jako takich. Ja jestem ich zwolenniczką. Kto wie, może będzie kiedyś okazja powrotu do tego tematu na blogu.
2. Jeszcze bardziej pilnuję regularnego odżywiania i staram się jak najrozsądniej karmić całą rodzinę. Wierzę, że wzmocni to naszą odporność, a w razie infekcji szybciej się jej pozbędziemy.
3. Wzmacniam straż przy myciu rąk po powrocie do domu. Moim chłopcom czasem wydaje się, że opłukanie rąk jest równie skuteczne co umycie.
4. Na wypadek, gdyby jednak dopadła nas jakaś zaraz, mam uzupełniony podręczny zapas leków:
- przeciwgorączkowych dla nas i dla dzieci (paracetamol i ibuprofen), dla dorosłych jest też lek wieloskładnikowy w wersji noc oraz dzień (bo czasem tylko to pozwala przetrwać)
- tabletki do ssania na ból gardła
- woda morska do nosa
- olejek do inhalacji np Olbas
- leki przeciwbiegunkowe dla dorosłych i dzieci
- probiotyki
O reszcie ewentualnych leków zdecyduje w razie potrzeby nasz lekarz rodzinny.
5. Pilnuję, żeby mieć w zamrażalniku, choć 2-3 nadprogramowe obiady do łatwego podgrzania. Przy chorych dzieciach trudno robi się zakupy. Kiedy samemu jest się chorym, dzieci i tak obiadu nie zrobią, więc taki zapas ratuje życie.
Dodatkowo staram się mieć w pogotowiu przynajmniej jeden słoik porządnego domowego rosołu - taka esencjonalna, bogata zupa z czosnkiem i imbirem, to czasem jedyne, co w czasie choroby jedzą moje dzieciaki. Staram się też mieć zamrożoną kompletną porcję do ugotowania kolejnej porcji (mięso + wszystkie warzywa). Kiedy tylko któryś z chłopaków zaczyna być chory, od razu wstawiam zupę do gotowania, bo potem często zwyczajnie nie ma na to czasu.
Zrobiłam też spory zapas dobrego miodu, prawdziwego soku z malin i czosnku.
Nikt nie przewidzi czy i kiedy ewentualna infekcja zaatakuje, ale bycie, choć odrobinę lepiej przygotowanym jest dość pokrzepiające. O czymś nie wspomniałam? Coś pominęłam w swoim zestawie? Podpowiedzcie, co się u Was sprawdza najlepiej - zawsze czekam na nowe pomysły.
Dzieci w naszym domku brak, jesli juz ktos zachoruje - to moja druga polowa, ja mimo jego kichania i psikania jestem raczej odporna. A jesli juz zachoruje to zwykle jest to przeziebienie w ...czerwcu :-) Nasz zestaw ratunkowy obejmuje jedynie krople do nosa, sprawdzone tabletki na przeziebienie i do ssania, plus multiwitamine. Z racji tego ze nie mieszkamy w Polsce mam cale pudlo lekow na wszelkie mozliwe przypadki, ktore zwykle przed wyjazdem do rodzinnego domu sprawdzam (co przeterminowane i czego brakuje).
OdpowiedzUsuńJesli chodzi o szczepienia przeciwko grypie to po doinformowaniu sie i poczytaniu o tychże szczepionkach jestem bardzo przeciwna i absolutnie sie nie szczepie.
Pomysl z mrozonym imbirem super, nie tylko na wypadki awaryjne ale do codziennej herbaty jak znalazl :-)
Pozdrawiam !
Kejt, ja mam wrażenie, że my chorujemy głównie dlatego, że Syn B przynosi z przedszkola zarazy tak paskudne, jakich w normalnym świecie się nie spotyka tak łatwo.
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie tym wożeniem leków z Polski - robisz to ze względu na cenę czy u siebie nie możesz dostać tego, co się u Was w domu sprawdza? Dzięki Twojemu komentarzowi dopisałam dwa zdania na temat szczepień - chyba potraktowałam temat zbyt zdawkowo, a on szeroki jak rzeka jest :)
Pozdrowienia
Kiedys przywozilam wszystkie leki. Kiedy zaczelam czytac sklady lekow dostepnych w supermarketach czyli przede wszystkim tych na przeziebienie, uznalam ze tu sa tańsze i pod reka. Teraz w Polsce kupuje przewaznie raz w roku cos na zoladek, zel altacet (byly juz dwie skrecone kostki a altacetu nie znaja), syrop na kaszel ( angielskie nie do wypicia !) i jeden antybiotyk w razie ''w''. ''W'' nie wystepuje od kilku lat dzieki bogu, ale gdyby cos sie dzialo to dosc trudno od lekarza dostac tu cos wiecej niz paracetamol.
UsuńCiekawy post! ja sie troche boje tych szczepionek, ns wiele chorób moich dzieci nie szczepilam i maja sie dobrze. Ale rozumiem ze nie otym jest ten wpis
OdpowiedzUsuń. Mam pytanie obten imbir- czy on po rozmrozeniu nie traci mocy? pytanie
Dziękuję za komentarz.
UsuńImbir po rozmrożeniu smakuje i pachnie tak samo jak świeży.
Pozdrawiam,
Anna
A to ja was pewnie zaskoczę, bo my szczepimy na grypę tylko dzieci. Mam trójkę: 2 przedszkolaków i 1 żłobkowicz. Dzięki temu w naszym domu jest katar i rożne przeziębienia, a nawet anginy, ale takiej prawdziwej grypy to nie mielismy od 2 lat.
OdpowiedzUsuńI jeszcze do autorki: fajnie ze ostatnio czesciej piszesz!
Ula, jeśli chodzi o pisanie bloga to, że tak powiem - cała przyjemność po mojej stronie!
UsuńDziękuję za komentarz.
Anna
My się absolutnie NIE szczepimy. Mimo, że córeczka jest dośc chorowita i często zaraża mnie i brata (tata odporny zazwyczaj), to nie przypominam sobie większego pomoru, są to zwykłę infekcje, na ogól obywa się bez lekarza. Grypę żołdkową mieliśmy dwa razy, przywleczona jeszcze w czasach przedszkolnych, ale ona trwa przecież 1-2 dni, poza tym nie wszyscy członkowie rodziny chorują jednocze snie, więc nie ma potrzeby szykowania się jak na wojnę:) W apteczce mam na stałe Smectę i Orsalit, po resztę w razie potrzeby ktoś leci do apteki. Obiadów nie mrożę na czarną godzinę - jak JA jestem chora i nie ma kto gotować, to sobie zamawiają pizzę, trudno:) Wychodzi na to, że jestem Nieperfekcyjną Panią Domą (w sumie gdybym miała wyglądać tak jak Rozenkowa, to lepiej, że nie jestem haha).
OdpowiedzUsuńA po co ci limonki?
pozdrawiam
Agnes
Wolę limonki od cytryn, ale nie zawsze mam je pod ręką. Taka drobna przyjemność.
UsuńPS. no właśnie, fajnie, że znowu więcej piszesz. Zapomniałąm Ci podziękować za patent z "pięciominutowym sprzątaniem", genialna sprawa. Nastawiam minutnik i hulaj dusza:)))
OdpowiedzUsuńAgnes
Agnes, bardzo się cieszę, że u Ciebie też to działa!
UsuńPozdrowieni,
Anna
Od dawna czytam, ale po raz pierwszy komentuję. Ktos wyżej pisze ze dzieci nie sa szczepione i nie choruja. No, to musze powiedzieć, ze ewentualny problem zaczyna sie dopiero wtedy, gdy nieszczepione dziecko wlasnie zachoruje! Pamietaj, ze po to szczepisz żeby zmniejszyć ryzyko choroby. Ja jestem lekarzem i moj maz tak samo, a nasze dziewczynki sa szczepione systematycznie. Chore dzieci widujemy w pracy.
OdpowiedzUsuńDo Anny: dzieki dziewczyno, za wszystkie rady i szablony, ktorymi sie dzielisz!
Beata, dziękuję za komentarz. Bardzo się cieszę, jeśli cokolwiek z tego, co umieszczam na blogu komuś się przydaje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Anna
Dziękuje za inspiracje do przygotowania sie na kolejny sezon. Zrobie to wszystko na 100%
OdpowiedzUsuńMusze jeszcze powiedzieć ze zadroszcze wszystkim, ktorzy maja w domu przedszkolaka albo dwoch i te dzieci poza katarem to wlasciwie nie choruja. Moje dzieci niestety choruja czesto mimo ze sa zdrowo zywione, codzienie wychodza na dwor i nie sa przegrzewane ani w domu ani na dworze.
Łatwo jest mówić ze jelitowka to 1 czy 2 dni. Otoz niestety bywa ze znacznie dluzej i ze choruje cala rodzina. U nas tak sie zdarza przynajmnije raz do roku. Nie mamy babc do pomocy i jestesmy zdani na siebie. W takich sytuacjach latwo nie jest. I wlasciwie, to jest jak wojna, nikomu nie jest do smiechu.
Witaj na blogu i bardzo dziękuję za komentarz.
UsuńWspółczuje chorujących maluchów - wiem, że bywa ciężko. Wydaje mi się, że wcześniejsze komentarze nie miały nikogo urazić czy oceniać. Po prostu ludzie wyrażają swoje opinie a każdy ma inne doświadczenia.
Dodam jeszcze jedno - jeśli przygotujesz sobie taki zestaw, to dobrze zapamiętaj gdzie go schowałaś, żeby w razie potrzeby nie szukać go po całym domu.
Pozdrawiam,
Anna
Musze sie do czegoś przyznać. W sobotę, po przeczytaniu tego posta machnęłam ręką, bo pomyślałam, ze w razie choroby, nawet wracając z pracy zawsze zdążę wejść do apteki i sklepu i kupic co trzeba. We wtorek rano obudziłam sie w nocy z wysoką gorączka i zawalonym gardłem. W lodówce pusto, ibupromu nie ma, a mąż w delegacji. Ledwo zawlokłam się do apteki. Niezbyt daleko ale z gorączka szło sie ciężko. Jakos sobie poradziłam, a mąż wrócił dzień wcześniej niż planował.
OdpowiedzUsuńW weekend poświecę chwile na przygotowanie sobie takiego "koła ratunkowego", bo gdyby taka akcja miała mi się powtórzyć, to już dziękuje bardzo.
Pozdrawiam -
Gosia
Gosia, dużo zdrowia życzę i oby taki zestaw już Ci się w tym roku więcej nie przydał.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Anna