Prawdopodobnie są na świecie ludzie, którzy
z uśmiechem na ustach doprowadzają wszystkie swoje sprawy do końca, i to na dokładkę w pierwotnie
zaplanowanym czasie.
Ja? Ja do niech zdecydowanie nie należę.
Często pewne projekty ustępują innym (nowszym, ważniejszym) zanim zostaną skończone. Pewnie wstyd się przyznać, ale są w moim domu i takie, których czas od ostatniego odłożenia na później mierzy się już nie w miesiącach, a latach. Mam jeszcze do tego pewną wadę, a mianowicie nie ma mowy żebym zupełnie zrezygnowała z dokończenia czegoś. Mogę więc niemal w nieskończoność odkładać na później. Na szczęście kilka miesięcy temu, odkryłam pewien trik, który pomaga mi sobie z tym radzić. To był dla mnie prawdziwy przełom.
Ja? Ja do niech zdecydowanie nie należę.
Często pewne projekty ustępują innym (nowszym, ważniejszym) zanim zostaną skończone. Pewnie wstyd się przyznać, ale są w moim domu i takie, których czas od ostatniego odłożenia na później mierzy się już nie w miesiącach, a latach. Mam jeszcze do tego pewną wadę, a mianowicie nie ma mowy żebym zupełnie zrezygnowała z dokończenia czegoś. Mogę więc niemal w nieskończoność odkładać na później. Na szczęście kilka miesięcy temu, odkryłam pewien trik, który pomaga mi sobie z tym radzić. To był dla mnie prawdziwy przełom.
Zaczęło się od stwierdzenia, że nie mam czasu na posprzątanie w zasypanych i zaklejonych szafkach kuchennych. Sprzątanie w szafkach to jedna z tych rzeczy, których nie cierpię. Postanowiłam, że przeznaczę na nie tylko 10 minut dziennie przez tydzień. 10 minut, czyli mniej niż blok reklamowy w niejednej stacji telewizyjnej - tyle czasu znajdę bez problemu. I tak się zaczęło. Wszystkie szafki wymyłam i przejrzałam (krytycznie) ich zawartość w ciągu 5 dni. Tadam!
Po sukcesie z szafkami zaczęłam stosować zasadę 10 minut do innych, wymagających mojej uwagi, spraw. Działa to szczególnie dobrze w przypadku zadań, o których myślę z niechęcią albo takich na które potrzeba większej ilości czasu. Czasem wydaje mi się, że nie warto czegoś zaczynać, bo i tak nie zdążę tego dzisiaj/w tym tygodniu/przed kolacją skończyć
Okazało się, że podzielenie każdego zadania, na małe (teoretycznie nawet nieco za małe) fragmenty, pozwala mi uporać się z całą, przytłaczającą stertą zaległości. 10 minut wydaje się takie nic nieznaczące. I rzeczywiście jest takie, ale kiedy wyznaczam sobie bliskie cele, takie które już na wstępie wydają się bardzo łatwe, rzadziej się rozpraszam. Dzięki temu krok po kroku zamykam całą sprawę. W dodatku, patrząc na konkretne zadanie, nie mam wrażenia, że ono nigdy się nie skończy. Skończy się i to już za 10minut. Pestka.
Ta perspektywa uskrzydla mnie na tyle, że zwykle pracuję o wiele dłużej i wydajniej niż zwykle.
Teraz wiem na przykład, że mam do wystawienia na Allegro masę dziecięcych ubrań i zabawek, ale jest tego tyle, że wręcz nie wiadomo gdzie zacząć. Trzeba posortować rzeczy na grupy, zrobić zdjęcia, obrobić je, wrzucić na serwer, zrobić opisy... Może zajmę się tym w weekend...?
Odsuwam od siebie natrętną myśl, że pieniądze się w ten sposób marnują, że miejsca ubywa. Myślę, że zajmę się tym później, ale jakoś, to później ciągle nie może nadejść. Wreszcie dzień przed wyjazdem na wakacje, wygospodarowałam więc 10 minut i przejrzałam większość ubranek, oddzielając te do sprzedania, od tych do oddania. Krok niby mały, ale od kilku miesięcy nie zrobiłam w tej sprawie, tak dużego - zatem sukces! I ten sukces zachęcił mnie do działania na tyle, że niecierpliwością myślę o kolejnych 10 minutach.
Oczywiście, w pewnym sensie się oszukuję, bo powinnam przyjąć całe zadanie na klatę i już dawno je skończyć. Stosowanie przez dorosłą kobietę (wobec samej siebie!) takich trików może wydać się śmieszne, ale co z tego. Ważne, że z każdym dniem posuwam się naprzód!
Przede mną sporo jest takich zadań. Następne na liście jest uporządkowanie/zorganizowanie zdjęć na komputerze - już wiem, że to będzie horror.
A jakie są Wasze sposoby na dokańczanie rozpoczętych zadań? Chciałabym usłyszeć je wszystkie!
Świetny wpis. Ja tez mam problemy z zabraniem se do roboty, wiec sprobuje tego sposobu.
OdpowiedzUsuńOooo to rada dla mnie! Mam tyle spraw do zalatwienia, ale zabrac sie za nie nie moge. Nawet jak zaczne to zaraz wyskakuje coś nowego. No i tez leze i kwicze ze sprzedaza na All ;)
OdpowiedzUsuńGenialne! Spróbuję! Dzięki!
OdpowiedzUsuńSpróbuj, ja jestem bardzo zadowolona!
Usuńsłyszałam o tej metodzie, proponuję przeczytać neil fiore ,,nawyk samodyscypliny" :) nie martw się wszyscy mamy problem z odkładaniem ...np pisania pracy magisterskiej ;) pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńZaraz o powrocie z wakacji wybiorę się do biblioteki. Dzięki za podpowiedź.
UsuńPozdrawiam
-Anna
Hej, ja podobnie wymyśliłam, bo miałam problem z łazienką. Stwierdziłam, że jak mam wygospodarować godzinę na porządne sprzątanie, do tego mieć jeszcze siłę ruszyć jakąś kończyną-zazwyczaj miałam czas na sprzątanie jak dzieci spały. Zestawienie tych dwóch warunków jednocześnie było bardzo mało prawdopodobne... Stwierdziłam, że jak mam chwilę-czasami nawet 3-5 minut, to umyję chociaż umywalkę czy toaletę. W ten sposób po kawałeczku mam posprzątane:) Trzeba było zmienić zwyczaje sprzątania-co zwykle dzieje się, gdy człowiek "dorabia się" potomstwa. Tak samo było z prasowaniem. Co prawda jest go jeszcze dużo, ale myślę, że z czasem ograniczę to jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Basia
super sprawa! na pewno spróbuję wcielić ten pomysł w życie! i te 5cio minutówki sprzątające, bomba!
OdpowiedzUsuń