niedziela, 8 września 2013

Obiady w jeden dzień na cały tydzień: od 9 do 13.08.2013

No, prawie cały - mam na myśli tylko dni robocze. W sobotę i niedzielę prawdopodobnie wybierzemy się na wycieczkę za miasto, więc zjemy gdzieś po drodze. Z resztą weekendy to nie problem: nigdzie nam się nie spieszy, a ciekawych pomysłów na nowe dania zawsze jest zatrzęsienie. 
Planowanie posiłków na cały tydzień to jedno. Przygotowanie śniadań i kolacji według zrobionego planu i przy pełnej lodówce to pikuś, ale już zrobienie obiadu między odbieraniem ze szkoły/przedszkola a treningami, spotkaniami i wyjściami bywa, oględnie mówiąc, dość trudne. Ubiegłotygodniowe podszykowanie wszystkich dań było naprawdę strzałem w dziesiątkę. Wszystkie obiady na cały tydzień przygotowałam w jeden dzień. Wieczorami wiedziałam już mniej mniej więcej, jak będzie wyglądał następny dzień. W zależności od tego, czy mieliśmy mieć mało czy raczej bardzo mało czasu na gotowanie, wyciągałam odpowiednią paczkę z zamrażalnika. Następnego dnia albo tylko odgrzewałam co trzeba, albo wrzucałam do piekarnika. Żadnego rozbijania kotletów last minute czy wieczornego gotowania gulaszu. Jednak świadomość, że solidny obiad już na nas czeka była tak miła, że chcę tak jeszcze raz.

Najbliższy tydzień będzie bardziej przewidywalny i spokojniejszy niż poprzedni. Biorąc pod uwagę krótki wyjazd służbowy mojego męża, na najbliższe pięć dni wystarczą nam dwa-trzy rożne dania główne i jedna zupa. W ten weekend przygotowałam więc:
  • krupnik - zamknę go w słoiki i będę zużywać w miarę potrzeb. Możliwe, że koło czwartku - piątku wstawię jeszcze jedną zupę np rosół lub np kalafiorową z cukinią, ale zobaczymy czy będzie taka konieczność. Krupnik gotuje na szyi indyczej (daje rewelacyjny smak i sporo bardzo smacznego mięsa) i żołądkach drobiowych. Syn A nie wytrzymał i zjadł małą porcję od razu:)


    • podwójną porcję klopsików szwedzkich (jedną zjemy w tym tygodniu, a drugą zachomikuję).
    Z kilograma mięsa (ok 80% wołowiny i 20% łopatki wieprzowej) wyszły mi 102 malutkie klopsiki. Podsmażone i podduszone razem z wywarem wołowym (ugotowanym w ubiegłym tygodniu na potrzeby zupy meksykańskiej) zamieniły się w 2 rodzinne porcje obiadowe po 35 sztuk i 1 pojedyncza porcja - dla ewentualnego gościa lub domowego głodomora będzie jak znalazł. Sosu wyszło sporo, więc nadmiar zamroziłam osobno - na pewno się nie zmarnuje. Pozostałe klopsiki Syn A i Syn B zjedli dzisiaj w ramach kolacji.
    • pieczeń z karkówki  - z kilograma mięsa, 3 skarmelizowanych cebul i pół litra wywaru wołowego wyszły dwie rodzinne porcje obiadowe (jedna ciut mniejsza od drugiej, wiec opisałam ją jako 3,5 porcji, ale to akurat na nasze potrzeby). I znowu tak samo jedna do zjedzenia, a  druga zaczeka w zamrażalniku.
    Jedzenie podzielone na porcje i gotowe do zamrożenia wyglądało nieszczególnie, ale smaku jestem pewna:


    Niewykluczone, że jednym z obiadów (z wstępnego rozkładu naszych zajęć wynika, że najprawdopodobniej we środę) będzie ryba, ale to nie wymaga wcześniejszych przygotowań, tylko pilnowania patelni. Może ewentualnie dzień wcześniej ugotuję jeszcze ziemniaki. Następnego dnia wrzucę je rozgniecione na patelnię, podleję odrobiną wody i masła lub rosołu przykryję, a po chwili będą świetne.

    Et voilà! Jestem ustawiona (obiadowo) na kolejny tydzień. 

    PODPIS

    8 komentarzy:

    1. Moi na szczęście jedzą obiady w szkole:)Po powrocie wystarczą racuchy, kilka pierogów albo zupa.

      Podziwiam cię za smażone/gotowane śniadania - u nas jest miseczka muesli z jogurtem na jednej nodze:)

      pozdrawiam

      Agnes

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Moi tez jedzą w szkole/przedszkolu, ale w domu i tak zjadają kolejny obiad. Ze względu na to, że wagowo obaj plasują sie w dolnych rejestrach siatek centylowych, na pytanie "Co jest na obiad?" trudno mi odpowiedzieć -"Przecież już dzisiaj jadłeś" ;)

        Jakoś tak się nauczyliśmy, ze prędzej nie zjemy kolacji, ale śniadanie musi być duże i na ciepło. Jakoś lepiej nas to nastraja do świata - zwłaszcza w deszczowe, poniedziałkowe poranki :) Ale ja i mąż też zwykle łykamy to jedzenie na jednej nodze.

        Pozdrowienia

        Usuń
    2. Takie podszykowane dani mrozisz i odmrazasz rano przed wyjściem do pracy?

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Tak, mrożę w takich porcjach akurat na jeden raz. Wieczorem, dzień przed, wyjmuję odpowiedni worek z zamrażalnika i wstawiam go do lodówki. Zwykle, gdy przychodzi właściwa pora, danie jest już rozmrożone i nadaje się do podgrzania.

        Zdarzało mi się jednak już zapomnieć o wcześniejszym wyjęciu jedzenia z zamrażalnika i wtedy rozmrażałam takie danie, podgrzewając je bardzo delikatnie w garnku pod przykryciem - trzeba uważać żeby się nie przypaliło, ale da się.

        Pozdrowienia,
        Anna

        Usuń
    3. Przeniosłaś się w czasie do 2015 roku ;-)
      Bardzo fajny i pomocny blog!
      Pozdrawiam, Meg

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Szybko poszło, prawda? No nic, za dwa lata będzie jak znalazł ;)

        Dzięki Meg - za korektę i miłe słowa

        Pozdrowienia,
        Anna

        Usuń
    4. Zostało mi jeszcze kilka starszych postów do przeczytania :-) Zauważyłam, że za 1,5 tygodnia będzie rok od pierwszego Twojego wpisu ;-)

      Podoba mi się to, jak piszesz i o czym piszesz. Szczególnie dużo dają mi pomysły odnośnie planowania jedzenia. Mam jednak w tej kwestii jeszcze dodatkowy problem 'jedzeniowy', który mógłby może zostać tematem jednego z kolejnych Twoich postów, jeśli oczywiście zechcesz :)

      Mianowicie: jedzenie do pracy - nie wiem, jak Tobie, ale mi już dawno znudziły się zwykłe kanapki. Najchętniej jadłabym coś ciepłego ok godz. 12-13, ale w pracy nie mam możliwości podgrzania jedzenia. Kombinowałam z kubkiem termicznym na napoje i pakowałam w to np. ryż z warzywami. Innych pomysłów mi zabrakło. Poza tym, jak później wstałam, to już nie zdążyłam podgrzać i przygotować posiłku na wynos.
      Czy Ty masz może na to jakieś swoje sposoby / pomysły / patenty? Co zabierasz do pracy?

      Pozdrawiam,
      Meg

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Zorganizowany dom14 września 2013 15:38

        Biorąc pod uwagę kilkumiesięczną przerwę w blogowaniu, pierwszą rocznicę pominę skromnym milczeniem ;)
        Temat jedzenia do pracy prawdopodobnie niedługo się u mnie pojawi, ale trudno mi na razie deklarować jakieś daty. Nie jestem w tym zakresie szczególnie odkrywcza i kiedy pracowałam do 17.00- 18.00, zabierałam ze sobą kanapki, sałatki itp. lub szłam na obiad do niedrogiej stołówki pracowniczej. Inne wyjście, to po prostu polubić zimne lunche, ale zimą, w polskim klimacie wymaga to pewnej determinacji. Podoba mi się pomysł z kubkiem, choć w Twoim przypadku może lepiej spisałby się mały termos obiadowy? Przy regularnym używaniu wydatek na pewno się zwróci, więc może warto?

        Pozdrawiam gorąco,
        Anna

        Usuń

    Bardzo się cieszę, że chcesz podzielić się ze mną swoimi wrażeniami i przemyśleniami. Uprzejme, zachęcające i dodające odwagi słowa zawsze są publikowane. Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz.