środa, 11 września 2013

Oszczędne zakupy - patent #1 - używaj kalkulatora

Dla większości z Was to pewnie żadna nowość. Banał i prawda stara jak świat. Cóż, ja też wiem o tym od zawsze. Tyle teorii, bo w praktyce zabieranie kalkulatora na każde zakupy, jakoś długo mi nie wychodziło. Szacowałam w głowie przybliżoną kwotę, jaką powinnam zapłacić i taka kontrola w zupełności mi wystarczała. Po za tym zakupy zwykle robię z listą i wiem, co w danym sklepie jest w tym tygodniu w promocji, więc cele są jasno określone. Jednak szacowanie to jedno, a konkretna kwota, to zupełnie co innego, zwłaszcza jeśli ktoś bez przerwy ciągnie Cię za rękaw i mówi "Mamo, Mamo, a co to jest?", "Mamo, kupisz mi...?". Czasem naprawdę trudno jest się skupić.  Dzięki pomocy kalkulatora szybko sprawdzisz też czy nowa promocja, to faktycznie okazja, nawet jeśli sprzedawca wolałby, żebyś uwierzyła mu na słowo. 

Któregoś dnia porównałam nasze rachunki za zakupy robione w hipermarketach on-line (u mnie dostępne są w ten sposób Tesco i Leclerc) z tymi ze sklepów stacjonarnych tych samych sieci.  No i okazało się, że te ze sklepów stacjonarnych zawsze były wyższe. Znacząco wyższe. Jednak nie ze względu na niekorzystne różnice w cenach poszczególnych produktów. Sekret tkwił w ilości i różnorodności kupowanych produktów. Paragon ze sklepowej kasy ZAWSZE był u mnie dłuższy przy zakupach stacjonarnych.
Działo się tak głownie dlatego, że w sklepie internetowym, przez cały czas robienia zakupów mam podgląd wartości swojego koszyka. Krótko mówiąc, kiedy dodaję do swojego zamówienia kolejne produkty ich cena jest automatycznie sumowana. Potem, tuż przed faktycznym złożeniem zamówienia jeszcze raz przeglądam koszyk i jak na dłoni widzę całą kwotę do zapłaty.  Zwykle jest to moment otrzeźwienia. Zaczynam krytycznie przyglądać się swoim wyborom i sukcesywnie usuwam z koszyka to, bez czego mogę się spokojnie obejść oraz zmniejszam ilości produktów kupowanych na zapas. Robię tak, aż do momentu gdy kwota końcowa osiągnie akceptowalny poziom.

Kiedy robiłam zakupy sklepach stacjonarnych bez listy zakupów (bo oczywiście zapominałam zabrać ją z domu), to też zdarzało mi się być nieźle zaskoczoną ostateczna kwotą do zapłaty. Mając bardzo napięty budżet, kupujesz tylko to co niezbędne. Natomiast przy niewielkich luzach finansowych łatwo jest się skusić się na jakieś nadprogramowe, okazyjne czy ulubione zakupy. I to mnie czasem gubiło. Obserwując ludzi w kolejkach, widzę, że to nie był tylko mój problem. Czy zdarzyło się Wam studiować w skupieniu długaśny paragon, bo podejrzewałyście, że ktoś, gdzieś się pomylił? Mnie też, dlatego właśnie zaczęłam korzystać z kalkulatora i w czasie zakupów podliczam na bieżąco, ile dokładnie zapłacę.
Jeżeli  jeszcze tego nie robisz, choć wiem na 100%, że znasz ten patent na oszczędne zakupy,  spróbuj od razu, przy najbliższej okazji. Szybko Ci to w krew, a z doświadczenia wiem, że to całkiem dobry nawyk. 

Najważniejsze, że dzięki skrupulatnemu dodawaniu cen kolejnych produktów wkładanych do koszyka:

  • utrzymasz się w wyznaczonym budżecie (lub przynajmniej w granicach rozsądku), bo od razu zauważysz, że kwota całości zacznie się niebezpiecznie zbliżać do górnej granicy Twojej wypłacalności
  • łatwo porównasz ceny za litr czy kilogram, nawet jeśli sprzedawca tego nie zrobił. Teoretycznie sklepy powinny podać cenę za jednostkę miary: kilogram, litr itp. Oczywiście wielokrotnie zdarzyło mi się, że tej ceny nie było lub była niewidoczna lub nawet nieprawidłowa. Dlatego jeśli mam wątpliwości zawsze sama sprawdzam ile faktycznie kosztuje 1 chusteczka nawilżana, jeśli porównuję 4 opakowania po 64 sztuki za X złotych z promocyjnym opakowaniem 3+1 po 82szt za Y. Uff, naprawdę lubię ten kalkulator. 
  •  szybko zauważysz jeśli ktoś nieprawidłowo podliczył Twoje zakupy. W ubiegłym roku wśród dużych zakupów miałam np 2 bułki, a na paragonie były wbite 22sztuki. Zakupy były spore, a bułki tanie, więc bez kalkulatora nie zauważyłabym tej pomyłki.  
  •  łatwiej zapamiętasz ceny poszczególnych produktów. Jest szansa, że zapisana kwota łatwiej zapadnie Ci w pamięć niż ta tylko zobaczona na paragonie czy sklepowej wywieszce. Znając ceny z różnych sklepów do których zaglądasz, możesz je porównywać i trafnie decydować czy coś jest dobrą okazją czy raczej nie.

Przy sztywno ustalonym budżecie możesz spróbować jeszcze innego sposobu. Odejmuj zamiast dodawać. Na początku zakupów wpisz sobie kwotę, jaką masz na zakupy (np 80 zł) i kolejno odejmuj od niej ceny produktów, które wkładasz do koszyka. W ten sposób jeszcze dobitniej unaocznisz sobie ile Ci zostało do końca.

Naprawdę nie jest ważne czy używasz klasycznego kalkulatora czy tego w telefonie. Ja wolę zwykły, bo zdarzyło mi się, że musiałam włożyć do wózka coś ciężkiego i nie miałam co zrobić z telefonem.  Dlatego bezmyślnie odłożyłam telefon na półkę obok siebie, a potem odeszłam, zostawiając a pewna zgubę. Na szczęście szybko się zorientowałam.

I na koniec jeszcze jedna uwaga: jeśli robisz zakupy z dziećmi, to może eis okazać, że  będą walczyć z Tobą i ze sobą o dostęp do niego. Nie daj się zaskoczyć. Weź dwa.

PODPIS
Follow my blog with Bloglovin

11 komentarzy:

  1. Anno, mała korekta:
    Przy sztywno ustalonym budzicie - budżecie...

    Zrobiłam kiedyś zakupy z kalkulatorem w ręku, ale podczas pakowania towaru do wózka brakowało mi tej zajętej ręki. Poza tym, czułam się dziwnie wśród innych - miałam wrażenie, że dziwnie wyglądam podliczając swoje zakupy, hehe ;) Ale pomysł jak najbardziej ok, warty praktykowania!

    Pozdrawiam,
    Meg :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Meg, już poprawiam - dzięki.
      Nie przejmuj się co ktoś sobie pomyśli - gapią się, bo Ci zazdroszczą. Dziwnie powinni się czuć ci, którzy nie oszczędzają. Warto się przełamać - w końcu to Twoje pieniądze.
      Jeśli jeszcze kiedyś spróbujesz, to daj znać jak poszło.

      Pozdrowienia,
      Anna

      Usuń
  2. Nie robiłam tego, ale to dobry pomysł.
    Nie obchodzi mnie też co myślą inni o moim kalkulatorze, bo nie oni trzymają mój portfel! :)
    I błagam usuń te kody do wpisania zanim opublikuje się komentarz. Jakież to upierdliwe. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anna S, dziękuję za komentarz.
      Kody tymczasowo usunięte. Niestety miałam kiedyś problem z robotami zasypującymi mnie linkami do jakiś szemranych stron. Wprowadzanie kodu je załatwiło ;) Zobaczymy jak pójdzie tym razem.

      Pozdrowienia,
      Anna

      Usuń
  3. Witam, świetny blog, czegoś takiego właśnie szukałam i oto ci on :-), ciekawa jestem jakie masz patenty na pranie i prasowanie ubrań.... pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, ciesze się,że mnie znalazłaś :) Już niedługo będzie słówko (albo dwa) o praniu i prasowaniu.

      Pozdrowienia,
      Anna

      Usuń
  4. Ja zaczęłąm chodzić z kalkulatorem (w telefonie, odkładam go w razie potrzeby do torebki, która stoi na wózku, na tym miejscu do sadzania dzieci) niedawno, kiedy dostałam na stacji benzynowej kupony do Lidla (15 zł mniej przy zakupach od 100 zł) - chciałam skorzystać z promocji, ale nie przekroczyć zbytnio sumy 100 zł. Świetnie się sprawdziło, chociaz musiałam trochę pogłówkować i odłożyć kilka zakupów na półkę, bo się rozszalałam. Na szczęscie główne zakupy spożywcze robię online, więc mam wszystko pod kontrolą.

    pozdrawiam i ja też BŁAGAM, usuń te kody...

    Agnes

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnes, właśnie o takie wspomaganie samokontroli mi chodziło. Świetny przykład z tymi kuponami.
      Tak jak pisałam wyżej, kody usunęłam na próbę. Gdyby jednak znowu zdarzył mi się atak spamerski, to niestety będę musiała je przywrócić.

      Pozdrowienia,
      Anna

      Usuń
  5. A ja podzielę się super pomysłem jaki widziałam mieszkając w Londynie sieć sklepów Waitrose w mojej dzielnicy wprowadził takie właśnie kalkulatory - metkownice które mogło się zabrać wraz z wózkiem i jak się przejechało po kodzie to dodawał cenę do naszych zakupów - ot, taki wygodny kalkulator. Bardzo pomocny, choć nie widziałam go w żadnej innej sieciówce bo to chyba nie w ich interesie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny ten twój blog:)
    Ja ze swej strony polecam aplikację Mighty Grocery na androida (smartfon). Nie da się raczej zapomnieć takiej listy, jej zaleta to poza kalkulatorem to lista zapasów skojarzona z listami zakupów.

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja Polsce stronę kwit.pl - porównuje ceny w różnych marketach i aplikację ilewyjdzie, która podobnie jak ta wyżej wspomniana metkownica sumuje zakupy.
    Jak zwykle wiele pomocnych pomysłów :-)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo się cieszę, że chcesz podzielić się ze mną swoimi wrażeniami i przemyśleniami. Uprzejme, zachęcające i dodające odwagi słowa zawsze są publikowane. Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz.