wtorek, 22 października 2013

Przygotowania do świąt Bożego Narodzenia - odcinek 4


Kto by pomyślał, że mija już czwarty tydzień serii świątecznej? Wigilia za 9 tygodni. Z przygotowaniami do Bożego narodzenia nie warto czekać do ostatniej chwili. Wigilijna kolacja, prezenty, ubieranie choinki, jedzenie i pieczenie na kolejne dni, sprzątanie... Oprócz tego normalne, codzienne życie jakoś nie chce zwolnić i trzeba pamiętać o innych, stałych obowiązkach. Jeśli wszystko zostawisz na ostatni tydzień przed Gwiazdką, radosne śpiewanie kolęd może Cię z lekka przerosnąć.
Nie rób wszystkiego na ostatnią chwilę. Zacznij od przemyślenia ile możesz wydać w tym roku na prezenty i zapisz sobie co komu kupić. Tu masz gotowy formularz/ szablon listy prezentów do wypełnienia, może Cię zmotywuje?
Masz jeszcze czas, wiec go nie zmarnuj.

Ja część spraw mam już załatwioną - jestem na etapie kupowania prezentów. W ostatnim odcinku pisałam, że na ten tydzień miałam dwa cele:
  • zrobić przegląd ozdób świątecznych,
  • poruszyć z naszymi rodzinami pewien delikatny temat, czyli ustalić gdzie odbędzie się tegoroczna Wigilia. 
Oba zadania wykonane, choć przyznam, że ich rezultaty trochę mnie zaskoczyły. Inaczej to sobie wyobrażałam. W dodatku, mój plan przygotowań do Świąt ma - na nadchodzący tydzień - ma już cztery nowe punkty.


Ubiegłotygodniowy przegląd ozdób choinkowych nie wypadł dobrze. Wprawdzie mamy kilka ślicznych, a do tego także kilka sentymentalnych zabawek, ale sporo jest też takich, że... nie chcę ich już więcej wieszać na choince. Chodzi np. o bombki i bałwanki z plastiku, udającego dmuchane szkło. Kupiliśmy je na pierwsze lata dzieci, żeby mieć co powiesić na dolnych gałęziach. Spełniły swoje zadanie, czyli nie dały się stłuc ani zjeść.  Są jednak tak brzydkie, że nie mogę już na nie patrzeć. Pora się pożegnać. Okazało się również, że dwie bombki się stłukły - nie wiem jakim cudem, bo były naprawdę dobrze zabezpieczone



Brakuje nam także zwykłych bezbarwnych lampek, ale to, w przeciwieństwie do bombek, nie powinno być drogie. Widzę, że albo uzupełnimy nasz zbiór, albo zrobimy w tym roku, jakże modną, minimalistyczną choinę. Dokupić ozdoby choinkowe  - to moje pierwsze zadanie na ten tydzień i pewnie kilka następnych.

Skoro już jesteśmy przy ubieraniu choinki...
Mamy taki zwyczaj, że co roku kupujemy chłopcom po jednej (identycznej - to ważne!) bombce lub zabawce choinkowej. Kiedy Syn A i Syn B dorosną i będą zakładać własne rodziny, dostaną w posagu po pudle wyjątkowych i ślicznych ozdób choinkowych. Mam nadzieję, że z każdą z nich będą wiązały się piękne wspomnienia z dzieciństwa. Wszystko zaczęło się, kiedy dziewięć lat temu szłam do laboratorium odebrać wyniki bHCG, a po drodze mijałam świąteczny jarmark. Kupiłam drucianego jelonka vel renifera, z drżącą nadzieją, że jeśli zdarzy się cud, to będzie on prezentem dla naszego wyczekanego dziecka. No i był. Zawsze płaczę, gdy go wieszamy.
Wybierając te ozdoby staram się, żeby były piękne i najlepszej jakości, więc kupuję tyko to, co jest ręcznie robione w Polsce. Taki lokalny patriotyzm hojnie doprawiony snobizmem.


Pamiątki AD 2013 właśnie kupiłam. Muszę tylko przedtem pokazać chłopakom Dziadka do orzechów. Figurki pochodzą z firmy Impuls. Jedna sztuka kosztowała 24 złote.



Ustalenie z rodziną, gdzie w tym roku robimy Wigilię, to druga sprawa, jaką miałam załatwić. Ostatnio pisałam, że to dość delikatna rozmowa, ze względu na niedawną śmierć jednej z najbliższych nam osób. Zwykle chodziliśmy do jednych rodziców, a potem do drugich.Dwie Wigilie to maraton, który zawsze męczył nas i dzieci. Myślałam, że w tym roku najlepiej i najbardziej neutralnie będzie, jeśli Wigilia odbędzie u nas. Jednak okazało się, że większość optuje raczej za wspólnym wyjazdem. No, tego to nie planowałam.
Owszem, cieszę się perspektywą totalnego luzu względem porządków i gotowania, ale muszę się teraz zmierzyć z nowym budżetem i rozejrzeć na cito za jakimś miejscem na taki wyjazd. To moje drugie i trzecie zadanie na najbliższy tydzień. 

Żeby nie było zbyt nudno dołożę sobie jeszcze czwarte - zarobić ciasto na piernik staropolski. 
Od lat korzystam z tego samego przepisu. Trafiłam na niego w 2003 roku, ale było już za mało czasu na leżakowanie ciasta. Rok później się odważyłam i wyszło cudownie. Od tamtej pory robię je systematycznie. Kiedyś zapomniałam o już upieczonym pierniku na cały miesiąc i powiem Wam, że był wtedy chyba najpyszniejszy. To przepis który wymaga czau, cierpliwości i zaufania. Przygotowane, surowe ciasto powinno leżakować w chłodnym miejscu nie krócej niż 6 tygodni. Po upieczeniu musi jeszcze skruszeć, teoretycznie przez jakieś 3-4 dni, ale u mnie zawsze zajmuje to nie mniej niż tydzień. Regularnie podwajam składniki, bo jedna porcja idzie na ciasto, a drugą sukcesywnie przerabiamy na pierniczki - tak mniej więcej od początku grudnia do lutego :) Moim dzieciom ta zabawa nigdy się nie nudzi.
Jeśli macie ochotę spróbować, to tu jest link do wątku z przepisem, rozpoczętego wieki temu przez Apolkę. A może doskonale go już znacie?


PODPIS



4 komentarze:

  1. Chyba się pokuszę na ten pierniczek. Jadę do Polski, to sobie składniki kupię. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest przepis Lemnis/Vitry z kultowej książki "W staropolskiej kuchni". Już wielokrotnie było to prostowane w internecie. Niestety owa Apolka bezczelnie ukradła ten przepis i lansowałą jako swój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za sprostowanie. Zaraz uzupełnię informacje w poście.

      Usuń

Bardzo się cieszę, że chcesz podzielić się ze mną swoimi wrażeniami i przemyśleniami. Uprzejme, zachęcające i dodające odwagi słowa zawsze są publikowane. Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz.